Historia męczeństwa Dominikanów w Czortkowie, rok 1941
Ostatnie upalne dni czerwca 1941 roku były szczególnie ciężkie dla mieszkańców Czortkowa. Ludzie byli już zmęczeni sowieckim reżimem. Całe miasto było, jakby w amoku, a z więzienia cały czas dochodziła głośna muzyka i pracowała jakaś maszyneria. Jednak nawet pomimo tych wszystkich środków ostrożności zastosowanych przez NKWD, ciągle było słychać dochodzące z więzienia krzyki i odgłosy strzałów. Ludzie schodzili się do Czortkowa z okolicznych wiosek, żeby cokolwiek dowiedzieć się o losie swoich bliskich, których NKWD zabrało pod pretekstem krótkiego przesłuchania.
Od końca czerwca, obok wejścia do klasztoru, od ul. Mickiewicza, kręcili się podejrzani ludzie. Parafianie proponowali dominikanom, że ich przenocują, jednak ojcowie odpowiadali, że nie zostawią kościoła i Najświętszego Sakramentu. Przeor o. Justyn Spyrlak, kilka dni przed śmiercią, zapytał Katarzynę Zdziejewską: „Czy w czasie napaści na Ojców i na klasztor, ludzie przyjdą z pomocą i czy zatroszczą się o nich?”. Pani Zdziejewska odpowiedziała, że na pewno ludzie nie zostawią Ojców bez pomocy.
W nocy z 1 na 2 lipca, około godz. 2.00, NKWD wdarło się do klasztoru i wyprowadzili na zewnątrz trzech ojców i jednego brata. Byli to o. Justyn Spyrlak, przeor klasztoru, o. Jacek Misiuta, proboszcz, o. Anatol Czerwonka, wikary parafii i br. Andrzej Bojanowski. Dokładną godzinę tych wydarzeń trudno ustalić. Prawdopodobnie nastąpiło to ok. godz. 2.00 w nocy. Z uwagi jednak na małą ilość informacji na ten temat, trudno stwierdzić to z całą pewnością. Najprawdopodobniej dominikanów wyprowadzono głównymi drzwiami kościelnymi, a następnie poprowadzono przez ul. Sobieskiego, Ujejskiego i Majową (obecnie: Szewczenki, Nezałeżnosti i Bohdana Chmelnyćkogo). Niejaki Bazyli Pawluk, który tej nocy miał dyżur w Straży Pożarnej (Straż Pożarna znajduje się przy ul. Ujajskiego) wspomina, że: „Około godziny 3.30 widział, jak prowadzono Ojców i Braci z Klasztoru drogą. Po obu stronach szli NKWD-yści po dwóch. Razem cztery. Z tyłu szedł Nusbaum z rewolwerem, za o. Jackiem, szedł też Blum (z tyłu). Ojcowie i bracia szli ubrani na ciemno (raczej nie w habitach). Ręce mieli z tyłu (nie wiem czy związane). Pochyleni ku przodowi głowy pochylone. Minęło około godziny i usłyszeliśmy strzał. Okazało się, że zastrzelili nieszczęsnego który zamiatał drogę i był świadkiem jak prowadzono Dominikanów. […] Myśmy wszyscy pouciekali i skryliśmy się na ul. Podolskiej. NKWD-yści wpadli na Pożarną ale nikogo nie znaleźli”. Ktoś też słyszał, że gdy prowadzono dominikanów, to ich przyszli mordercy naśmiewali się z nich i drwili z Boga. Na co o. Jacek zareagował i powiedział: „Wiedziecie nas na śmierć to nie mówcie z nami”.
Dominikanów przyprowadzono na stary Czortków, jak miejscowi mawiają na „Czerwony Brzeg” lub „Ściankę”, niedaleko Berda. Świadkami morderstwa mieli być rybacy pracujący na miejscowej kolei (kilka metrów od miejsca zbrodni płynie rzeka Seret). Twierdzą oni, że przed śmiercią jeden z dominikanów poprosił o chwilę modlitwy. Jako ostatniego zastrzelili o. Jacka. Świadkiem tego wydarzenia był też pewien nauczyciel, który ukrywał się ok. 100 metrów od miejsca wydarzeń. Przebywał on w lesie, gdyż groziła mu wywózka do Rosji. Dominikanie prosili o darowanie życia; przynajmniej uczynił to o. Jacek, który będąc proboszczem, nie chciał zostawiać parafii bez opieki duszpasterskiej. Początkowo jeden z żołnierzy się zgodził i o. Jacek odszedł od pozostałej grupy. Jednak po rozstrzelaniu pozostałych dominikanów, zastrzelono i jego.
O. Jacek leżał mniej więcej o cztery kroki od rzeki, leżał na prawym boku, skulony z otwartymi oczyma, z twarzą w kałuży krwi. Powyżej głowy leżał kaszkiet i okulary. Ubrany był w cywilne ubranie i czarny ciepły płaszcz. Na nogach miał buty. Strzelany był z tyłu. Gdyż w karku miał dwie dziury od kul, jedną nad drugą. Jedna kula wyszła dolną szczęką, uszkadzając także wargę, druga czołem nad lewym okiem. Trochę dalej powyżej O. Jacka, leżeli na wznak po kolei O. Justyn, O. Anatol, i Br. Andrzej.
Za o. Michałom Romaniwym OP, „Dominikanie w Czortkowie w latach II wojny światowej