Wyszukiwanie

Ks. Władysław Bącal

 

   KATECHEZA 2.P/08.         

      6  -  10  -  2008

Temat:  BĄDŹMY  UCZNIAMI  CHRYSTUSA.

            Z  RÓŻAŃCEM  W  RĘKU.

 

Witam serdecznie i mile pozdrawiam wszystkich zasłuchanych w Słowo Boże na dzisiejszej katechezie. Na poprzednim spotkaniu zastanawialiśmy się nad zagadnieniem związanym z faktem, że „uczeń Chrystusa” tak stara się upodobnić do swego Mistrza, aby iść przez życie „dobrze czyniąc”. Miłosierdzie możemy świadczyć na trzech płaszczyznach: czynu, słowa i modlitwy. Czynić dobrze to zaradzać potrzebom innych, a biednych zawsze mieć będziemy, jak mówił sam Jezus Chrystus. Kogo nie stać na środki materialne, ma do dyspozycji dobre słowo lub nawet uśmiech. Uśmiech, jak mówiła bł. Urszula Ledóchowska to „promyki dobra” a na taki gest powinno stać być wszystkich. Wreszcie, czynem miłosierdzia chrześcijańskiego jest również modlitwa. Dziś więc zatrzymajmy się na chwilę nad modlitwą różańcową. Warto przypomnieć sobie słowa gorliwego „ucznia Pańskiego” Jana Pawła II, który na temat modlitwy różańcowej napisał. „Ja sam również nie pomijam okazji, by zachęcać do częstego odmawiania różańca. Od mych lat młodzieńczych modlitwa ta miała ważne miejsce w moim życiu duchowym. /…/  Różaniec towarzyszył mi w chwilach radości  i doświadczenia. Zawierzyłem mu wiele trosk. Dzięki niemu zawsze doznawałem otuchy.  … zaledwie w dwa tygodnie po wyborze na Stolicę Piotrową, tak mówiłem, niejako otwierając swe serce: różaniec <to modlitwa, którą bardzo ukochałem>. Przedziwna modlitwa! Przedziwna w swojej prostocie i głębi zarazem. […] Równocześnie zaś w te same dziesiątki różańca – serce nasze może wprowadzić wszystkie sprawy, które składają się na życie człowieka, rodziny, narodu, Kościoła, ludzkości. Sprawy osobiste,

sprawy naszych bliźnich, zwłaszcza tych, którzy nam są najbliżsi, tych, o których najbardziej się troszczymy. W ten sposób ta prosta modlitwa różańcowa pulsuje niejako życiem ludzkim” (R.V.M., s. 5 – 6).  Czyż ten wielki czciciel Maryi nie mógł pamiętać o tym, czego życzyła sobie Maryja w czasie Jej licznych objawień. Oto nasz Gietrzwałd, gdzie w 1877 r. Maryja ukazuje się Justynie Szafryńskiej i Basi Samulowskiej w dniach 27 czerwca do 16 września. Maryja mówi do dzieci po polsku, czym są bardzo zaskoczone. Dzieci pytają: „Czego żądasz Matko Boża? Padła odpowiedź: <Życzę sobie, abyście codziennie odmawiali różaniec!>” (za: sanctus.pl  - Sanktuarium Maryjne w Gietrzwałdzie). Czy też Fatima 13 lipca 1917 r. i trzecie objawienie się Matki Bożej. Łucja pyta. „Czego sobie życzysz ode mnie Pani? Matka Boska: Chcę, abyście […] nadal codziennie odmawiali różaniec na cześć Matki Boskiej Różańcowej, aby uprosić pokój dla świata i koniec wojny, gdyż Ona jedna będzie mogła wam pomóc” (A. Borelli, Fatima…s. 44).  Każdy, kto choć trochę czuje się „uczniem Chrystusa”, nie może pozostać głuchy na prośby Jego Matki. Już w 1464 r. Maryja objawiła bł. Alanusowi – dominikaninowi, aż 15 obietnic dla tych, którzy będą odmawiać różaniec. Oto niektóre z nich: „2. Obiecuję moją specjalną obronę i największe łaski wszystkim tym, którzy będą odmawiać różaniec. 7. Ktokolwiek będzie miał prawdziwe nabożeństwo do różańca – nie umrze bez sakramentów Kościoła. 11. Otrzymacie wszystko, o co prosicie przez odmawianie różańca” (Int.L.G.-Czytelnia). I tak dla przykładu, mały Franciszek Marto z grona dzieci fatimskich otrzymał niebo, ale musiał dużo modlić się na różańcu. Do grona błogosławionych został zaliczony przez Jana Pawła II wraz z Hiacyntą. Inny przykład. Ks. Henryk (nazwiska nie pamiętam) – kapłan z Kresów Wschodnich znalazł się w łagrze na Syberii. W swojej książce opisał takie zdarzenie. Otóż pewnego dnia zaczął mu się zwierzać inny towarzysz łagrowskiej niedoli. Był to inżynier z Warszawy, który na długie lata odstąpił od praktykowania swojej wiary. Mówił do ks. Henryka, że bardzo pragnie się wyspowiadać i pojednać z Bogiem. Na tę intencję odmówił co najmniej z tysiąc różańców, ale doszedł do wniosku, że na tej „nieludzkiej ziemi” i Matka Boża jest bezradna, bo skąd tu,  weźmie dla mnie księdza. A ks. Henryk mu odpowiedział. Jestem ubrany tak samo jak ty, chcesz to wierz, ale jestem prawdziwym księdzem katolickim. I odbyła się długa spowiedź pełna łez i przeświadczenia, że Maryja nie jest bezradna wobec swoich dzieci. A ks. Henryk wyciągną wnioski dla siebie. Zrozumiał, po co Bóg powołał go do kapłaństwa i po co został zesłany na Sybir. Takich namacalnych Bożych interwencji, na skale mniejszą, czy większą, za pośrednictwem Maryi i modlitwy różańcowej, można by opowiadać wiele. Z własnego dzieciństwa pamiętam, że czasem nie mogliśmy pójść do kościoła na Mszę św., wtedy, w tym czasie, gdy odprawiała się suma, obowiązkowo wszyscy domownicy wspólnie odmawiali różaniec. Niemniej przeto; „Różaniec nie może zastąpić Mszy świętej czy uczestnictwa w innych celebracjach liturgicznych; nie stanowi konkurencji ani dla Liturgii Godzin, ani dla koronki do Miłosierdzia Bożego, ani dla innych form kultu. Jest natomiast wspaniałym i potężnym sposobem przeżywania naszej wiary w żywej łączności z Maryją, wraz z którą wędrujemy po drogach tajemnic naszego odkupienia”. I warto pamiętać, że „za odmówienie w całości (i bez przerwy) przynajmniej jednej części różańca (5 dziesiątek) w kościele, kaplicy publicznej, w rodzinie, wspólnocie zakonnej, połączone z rozmyślaniem nad tajemnicami można uzyskać odpust zupełny” (Int.L.G.). Życzę wszystkim modlącym się na różańcu wielu łask Bożych w codziennym życiu. Dziękuję za uwagę, zapraszam. Ks. Władysław.     

KATECHEZA  9.L./08

 

Temat:  BĄDŹMY  UCZNIAMI  CHRYSTUSA.

              UCZEŃ  SŁUŻY  SWEMU  KRÓLOWI.

Witam serdecznie i mile pozdrawiam wszystkich zasłuchanych w Słowo Boże na dzisiejszej katechezie. Na poprzednim spotkaniu mówiliśmy sobie o umiłowaniu Ojczyzny. Nikt przecież nie nazwie ojczyzną ziemi pustej, niezaludnionej, niczyjej. Musi być Naród, któremu określona ziemia służy za ojczyznę. Tam gdzie jest naród, tam musi być jakiś władca i jakieś prawo, aby życie mogło toczyć się normalnie, musi być ktoś, kto ten naród scala w jedno. Papież Jan Paweł II w swojej Encyklice Redemptor hominis powie jasno: „Jest to społeczność uczniów i wyznawców, z których każdy w jakiś sposób – czasem bardzo wyraźnie uświadomiony i konsekwentny, a czasem słabo uświadomiony i bardzo niekonsekwentnie – idzie za Chrystusem” (R.H., p. 21, s. 86). Tą społecznością uczniów jest Kościół. Przy chrzcie dziecka, kapłan namaszcza go olejem świętym i wypowiada następujące słowa: „…abyś włączony do ludu Bożego, wytrwał w jedności z Chrystusem Kapłanem, Prorokiem i Królem na życie wieczne” (Obrzęd, p. 139). Właśnie jutro Kościół będzie uroczyście czcił Chrystusa Króla. Jezus w czasie swej publicznej działalności wzywał do nawrócenia i nauczał o Królestwie Bożym. Gdy przyszła Jego ostatnia godzina i stanął przed Piłatem, potwierdził osobiście swoją godność królewską. „Piłat zatem powiedział do Niego: A więc jesteś królem? [odpowiedział Jezus]: Tak, jestem królem” (J 18, 37). „I wbrew woli sam Piłat staje się heroldem Jego królewskiego posłannictwa, gdy nad krzyżem umieszcza napis, który w trzech językach głosi całemu kulturalnemu światu po łacinie, grecku i żydowsku: >Ten jest Król żydowski!> (Łk 23, 38) (Msza net z 229-10-08). Świętym obowiązkiem było jest i będzie okazywać swojemu Królowi cześć, szacunek i posłuszeństwo. Patrzymy z uznaniem, jak np. dzisiejsi Anglicy odnoszą się z wielkim szacunkiem do swojej królowej Elżbiety. Pierwszą i najwierniejszą służebnica Chrystusa Króla była Maryja. Sam w rozmowie z Aniołem jednoznacznie deklaruje swoją postawę. „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa” (Łk 1, 38). Najwierniejszymi sługami Chrystusa przez całe wieki, aż po czasy dzisiejsze, byli i są męczennicy, którzy oddali swoje życie za swojego umiłowanego Króla. „W średniowieczu czcił on [Kościół] swego Króla w dzień w modlitwach kapłańskich następującym hołdem: <Królowi apostołów, Królowi wyznawców, Królowi dziewic pójdźmy i pokłońmy się!>” (Msza net z 30.10.08). Męczennicy – wierni słudzy Chrystusa-Króla. Oto jeden ze współczesnych opisów męczeńskiej śmierci. „Ojciec Jacek leżał mniej więcej cztery kroki od rzeki [Seret]. Leżał na prawym boku, skulony, z otwartymi oczyma, z twarzą w kałuży krwi. […] Strzelany był z tyłu, gdyż w karku miał dwie rany od kul, jedna nad drugą. Jedna kula wyszła dolną szczęką, tak że dolna warga była nabrzmiała, druga czołem nad lewym okiem. Kilka kroków powyżej O. Jacka leżeli: pierwszy od strony miasta [Czortkowa] O. Justyn, O. Anatol i br. Andrzej. […] We krwi męczenników ludzie maczali chustki, zbierali ja do naczyń, także ziemię krwią przesiąkniętą brali jako relikwie” (Studia rzeszowskie 10, s. 194). Jedną z takich chustek, która jest w posiadaniu Ojca Reginalda, dominikanina z Krakowa, oglądałem na własne oczy. Po męczennikach idą wyznawcy. Krwi nie przelewali, ale to nie znaczy, że ich życie było wolne od walki: walki z szatanem i pokusami, niekiedy z drwiną i niezrozumieniem, z własnymi słabościami. Wytrwali w wierności Chrystusowi-Królowi. Tak, jak błogosławiony Papież Jan XXIII, który w swoim Dzienniku duszy dnotował, że nie pamięta, aby świadomie zrobił grzech ciężki, śmiertelny. Potem idą Dziewice, te niewiasty dzielne, które ofiarowały Królowi swoją miłość, biorąc Go za swego Oblubieńca, wierne złożonym ślubom czystości. Papież Jan Paweł II tę służbę Królowi wyjaśnia w następujący sposób: „uczestniczyć w posłannictwie królewskim Chrystusa to znaczy odnajdować w sobie i w drugich te szczególną godność Bożego powołania, która można określić jako <królewskość>. Godność ta wyraża się w gotowości służenia na wzór Chrystusa, który nie przyszedł, aby Jemu służono, ale by On służył. […] Nasze uczestnictwo w królewskim posłannictwie Chrystusa – w Jego właśnie <królewskiej posłudze> - jest ściśle związane z każdą dziedziną moralności chrześcijańskiej i ludzkiej zarazem” (R.H. p.21, s. 85-86). Dlatego wszyscy są wezwani i powołani do tej służby i tej zasady winni się trzymać. „I Papież musi ja stosować do siebie i każdy Biskup. Muszą tej zasadzie pozostawać wierni kapłani, zakonnicy i zakonnice. Muszą wedle niej kształtować swoje życie małżonkowie i rodzice, kobiety i mężczyźni, ludzie różnych stanów i zawodów, od najwyżej społecznie postawionych do tych, którzy spełniają najprostsze prace” (R H. p. 21, s. 88). Niech ożyją na nowo w naszych sercach te szlachetne postanowienia dochowania wierności w służbie. „Ślubuj na nowo na sztandar Chrystusowy wierność swemu Królowi. Bądź wierny tam właśnie, gdzie wymaga to ofiary. Ofiary przy warsztacie wśród niewierzących kolegów, ofiary w służbie niewierzącego pana, ofiary w słuchaniu Mszy św., ofiary w walce z namiętnościami i grzechem, ofiary w wiernym spełnianiu obowiązków stanu” […] Święto Chrystusa Króla niech będzie dla ciebie wielką uroczystością! Obraz Chrystusa Króla niech zajmie w twoim domu i twoim mieszkaniu najzaszczytniejsze miejsce. Wołaj raz po raz z Piłatem do swego otoczenia, ale przejęty dogłębnie duchem Kościoła: <Oto Król wasz!>” (Msza net z 29 i 30.10.08). Dziękuję za uwagę, życzę szczęśliwego tygodnia i zapraszam na kolejne spotkanie. Ks. Władysław.

Otoczmy troska życie.

KATECHEZA  1.L./08

 

Temat:  OTOCZMY  TROSKĄ  ŻYCIE.

              GŁOSIĆ  EWANGELIĘ  ŻYCIA.

Witam serdecznie i mile pozdrawiam wszystkich zasłuchanych w Słowo Boże na dzisiejszej katechezie. Wraz z Uroczystością Chrystusa Króla zakończył się program duszpasterski, którego myślą przewodnią była zachęta: „BĄDŹMY  UCZNIAMI  CHRYSTUSA”. Od jutra, od  I Niedzielą Adwentu, rozpoczyna się nowy rok liturgiczny, który stawia przed nami zadanie zawarte w Programie Duszpasterskim: „OTOCZMY TROSKĄ ŻYCIE”.  Ks. abp Gądecki we wprowadzeniu do tegoż Programu stwierdza, że „Zadanie dopasowania ogólnopolskiego Programu do lokalnych warunków i specyfiki poszczególnych diecezji spoczywa w pierwszym rzędzie na biskupie diecezjalnym [ale także spoczywa na] redaktorach wydawnictw i czasopism diecezjalnych i parafialnych, na tych, którzy podejmują rozumną współpracę z mediami; a w duszpasterstwie zwyczajnym, na proboszczach i wikariuszach, rekolekcjonistach i misjonarzach” (Program…p.4). Księża biskupi korzystają z tej możliwości i dla swoich diecezji określają bardziej konkretny cel; np. Ks. abp Życiński dla archidiecezji lubelskiej wyznaczył program  dotyczący adopcji dzieci. Nasz Pasterz w swoim Liście na Adwent pisze: „…chciałbym zaproponować dla pracy w naszej diecezji bardziej szczegółowe hasło, a mianowicie: <Zdumieni dzieckiem…>. Tym samym pragnę, aby przed oczyma naszych serc stanęło każde dziecko, podobnie jak to, które kiedyś Chrystus postawił wobec swoich Apostołów i wypowiedział dobrze znane nam wszystkim słowa: <Jeśli nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego> (Mt 18, 3)” (List…Niepokój…). Wobec takich zaleceń, nie pozostaje mi nic innego, jak podjąć tę problematykę w naszych sobotnich katechezach. Będzie to kontynuacja zadań z poprzedniego roku. „Uczeń Chrystusa, który przeżył osobiste spotkanie ze swoim Mistrzem i Nauczycielem oraz doświadczył, że w Nim było życie, sam tego życia zaczerpnął i nim żyje” (Program … s. 21). Pamiętamy przecież słowa Chrystusa z Uroczystości Chrystusa Króla: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Trzeba podjąć ten wysiłek, tym bardziej, że to życie bywa takie kruche. Dobitnie tę prawdę wyraził Psalmista Pański, pisząc: „W proch każesz powracać śmiertelnym, i mówisz: <Synowie ludzcy, wracajcie!>. […] Porywasz ich: stają się jak sen poranny, jak trawa, co rośnie: rankiem kwitnie i jest zielona, wieczorem więdnie i usycha” (Ps  90, 3 – 6). Oto konkretny przykład. Znajoma napisała mi: „…mój siostrzeniec, Daniel, uległ wypadkowi samochodowemu i kiedy do ciebie dzwoniłam, jego stan był krytyczny – dlatego też prosiłam ciebie o modlitwę za niego. 10 października, o godz. 23.4o zmarł. Dowiedziałam się w sobotę, 11.10. i zaraz pojechałam do Prabut (tam mieszka moja siostra). 15 października był pogrzeb, a ja jeszcze zostałam u siostry dwa tygodnie. Nie muszę ci chyba pisać jak przeżyłam tą śmierć – tym bardziej, że to mój chrześniak. „Walnęło” mnie porządnie! Jak sobie pomyślę, że ma [siostra] u siebie w Wigilię przy stole łamać się opłatkiem i patrzeć na puste miejsce po Danielu – aż się wzdrygam!”. A przecież nasz Nauczyciel i Pasterz bardzo pragnie naszego życia. „Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości” (J 10, 10). Już w 1996 roku Matka Teresa z Kalkuty w swoim Liście do Polaków pisała takie budujące słowa. „…czuję, że Bóg chce, abym zwróciła się do Was…. Życie jest najpiękniejszym darem Boga. On stworzył nas do wielkich rzeczy – aby kochać i być kochanym. Bóg daje nam czas na ziemi, abyśmy poznali Jego Miłość, abyśmy doświadczyli Jego Miłości do głębi naszego istnienia. Abyśmy Go kochali, byśmy kochali naszych braci i siostry. […] Moi kochani Polacy! Uczcie swoich młodych kochać Boga. Uczcie ich modlić się. Jeżeli pokochają Boga, zrobią wszystko czego On pragnie. Będą kochać i szanować piękny dar życia. Będą kochać i szanować wspaniały dar możliwości przekazywania nowego życia” (List, Kalkuta, 24-09-1996). Kochać i szanować. Wzywał nas już do tego Jan Paweł II, widząc, jak bardzo życie jest zagrożone. „Głoszenie to [Ewangelii życia] staje się szczególnie naglące dzisiaj, gdy lęk budzą coraz liczniejsze i poważniejsze zagrożenia życia ludzi i narodów, zwłaszcza życia słabego i bezbronnego. Obok dawnych, dotkliwych plag, takich jak nędza, głód, choroby endemiczne, przemoc i wojny, pojawiają się dziś plagi nowe, przybierające nieznane dotąd formy i niepokojące rozmiary. […] Wszystko, co godzi w samo życie, jak wszelkiego rodzaju zabójstwa, ludobójstwa, spędzanie płodu, eutanazja i dobrowolne samobójstwo; wszystko, cokolwiek narusza całość osoby ludzkiej, jak okaleczenia, tortury zadawane ciału i duszy; wszystko, co ubliża godności ludzkiej, jak nieludzkie warunki życia, arbitralne aresztowania, deportacje, niewolnictwo, prostytucja, handel kobietami i młodzieżą; […] wszystkie te i tym podobne sprawy i praktyki są czymś haniebnym;” (E. v. p. 3, s. 6-7). Dzisiejszą sytuację jednoznacznie określił Kardynał Ch. Schonborn w swoim wywiadzie. „Wina Europy, główna wina, to „NIE” dla życia. Europa powiedziała trzy razy <nie> swojej własnej przyszłości. Pierwszy raz w 1968 roku – przez odrzucenie „Humanae vitae." Drugi raz w 1975 roku, kiedy prawa popierające aborcję zalały Europę. I trzeci raz….że rząd w Austrii uznał małżeństwa homoseksualne, to jest to trzecie <nie> dla przyszłości i <nie> dla życia. Europa umiera, bo powiedziała ‘NIE’ życiu” (Sprawy Rodziny z 13-10-08, nr. 83/3/08).  Dziękuję za uwagę, życzę szczęśliwego tygodnia i zapraszam na następną katechezę. Ks..Władysław.

DZIECKO JEST DAREM.

KATECHEZA  2.G./08

6 – 12 – 2008.

 

Temat:  OTOCZMY  TROSKĄ  ŻYCIE.

              ŻYCIE  JEST  DAREM  BOGA.

 

Witam serdecznie i mile pozdrawiam wszystkich zasłuchanych w Słowo Boże na dzisiejszej katechezie. Dziś chciałbym się zatrzymać nad problemem, że jedynym dawcą i Panem życia jest sam Bóg, Ten, który miłuje życie. Warto tu przypomnieć słowa Jana Pawła II zawarte w jego Encyklice Evangelium vitae. „Niniejsza Encyklika […] ma zatem być […] żarliwym apelem skierowanym w imię Boże do wszystkich i do każdego: szanuj, broń, miłuj życie i służ życiu – każdemu życiu ludzkiemu! […] Oby słowa te dotarły do wszystkich synów i córek Kościoła! Oby dotarły do wszystkich ludzi dobrej woli, zatroskanych o dobro każdego człowieka i o przyszłość całego społeczeństwa” (tamże, p. 5, s. 11). Miłuj życie, bo sam Bóg jest miłośnikiem życia, każdego życia. Już w Księdze Mądrości czytamy: „Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, coś uczynił, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił. Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał? Jak by się zachowało, czego byś nie powołał?” (Mdr 11, 244 -25). Potwierdza to Jezus w swojej modlitwie arcykapłańskiej. „Dopóki z nimi byłem, zachowywałem ich w Twoim imieniu, które mi dałeś, i ustrzegłem ich, a nikt z nich nie zginął z wyjątkiem syna zatracenia, aby się spełniło Pismo” (J 17, 12). Już w Starym Testamencie znajdujemy informację, że położne w Egipcie, nie uśmiercały rodzących się chłopców w rodzinach hebrajczyków, choć taki był nakaz faraona, bo bały się Boga. Z naszej historii mamy podobną położną. Była nią Stanisława Leszczyńska. W obozie Oświęcimskim usłyszała od komendanta, że ma uśmiercić każde rodzące się dziecko. Powiedział wprost, że nie wolno zabijać. I jeszcze po latach nie mogła się nadziwić, dlaczego jej na miejscu nie zastrzelił, wszak jednoznacznie odmówiła wykonania rozkazu. I nie wykonała go ani razu, a przyjęła ponad trzy tysiące porodów. Każde dziecko natychmiast chrzciła. Zapewne do dziś żyją niektórzy z uratowanych przez Leszczyńską, którą nazywali „druga mamą”. Oto jeszcze inny przykład. „A z naszego, polskiego podwórka jakże nie przywołać tu bł. Marianny Biernackiej, która poszła na śmierć męczeńską, by ocalić swą brzemienną synową! Nadto przedmiotem postępowania kanonicznego w drodze na ołtarze objęci są Wiktoria i Józef Ulmowie z Markowej, którzy wraz z siedmiorgiem dzieci zostali zamordowani za ukrywanie Żydów” – tak pisze O. Sz. Praśkiewicz na łamach Naszego Dziennika (Błogosławieni… nr 245)08). Dlatego Jan Paweł II w swojej homilii z 9 czerwca 1991 r. podczas beatyfikacji Rafała Chylińskiego na nowo potwierdzał prawdę o wartości naszego życia. „Chrystus objawił człowiekowi człowieka, objawiając mu Boga, objawiając mu Ojca, bo nie można powiedzieć pełnej prawdy o człowieku, nie pamiętając, że jest on Boskiego pochodzenia, że jest obrazem i podobieństwem Boga samego, że jest przez Boga stworzony, przez Boga-Człowieka odkupiony, że jest stale nawiedzany przez Ducha Świętego. To jest prawda o człowieku, to jest prawda o człowieku europejskim. I my, my Polacy, tej prawdy o człowieku nie możemy zdradzić!”. Tak, jak to czyniła spikerka z dziennika telewizyjnego, która w stanie błogosławionym niemal do ostatniej chwili, przed rozwiązaniem, prowadziła dziennik, ukazując się milionom telewidzów. A wielu nadziwić się nie mogło, że pozwalano jej prowadzić dziennik, bo na co dzień wiemy jakiej opcji nasza telewizja „klaszcze w dłonie”. „Szanuj, broń, miłuj życie i służ życiu”. Pamiętam z dawniejszych lat taka sytuację, gdy długie godziny przekonywałem ojca, aby zaakceptował nowe życie dziecka, które jego żona nosiła pod swoim sercem. Mieli już trójkę prawie dorosłych dzieci i pojawiło się to kolejne. Wstydził się tego, że na stare lata będzie jeszcze tatą a na domiar złego uroił sobie, że to nie jego. Bóg pomógł – urodziła się śliczna dziewczynka. Tata zaakceptował. W każdą niedzielę, stojąc pod chórem, sadzał ją na ramieniu, abym od ołtarza widział, że kocha to dzieciątko. I to właśnie ono zostało jego opiekunem na stare lata, gdy żona umarła a starsze rodzeństwo rozeszło się po świecie. „Ojciec Święty uczy, że każde życie jest wyrazem Bożego zaufania do rodziców, którym je powierza”. W homilii we Wrocławiu (21.06.83) mówił: „Na tym właśnie swym zaufaniu do rodziców Bóg oparł odniesienie: dziecko-rodzice. <Serce Boga im ufa>. Na swym zaufaniu, zwłaszcza do matki, Bóg-Ojciec oparł odniesienie: dziecko-matka. <Serce… Boga jej ufa>. Bóg-Ojciec zechciał tak zabezpieczyć życie dziecka, swój skarb, aby zostało ono już od momentu swego poczęcia powierzone trosce najbliższego z bliźnich dziecka: jego własnej matce. <Serce Boga jej ufa>” (42 Wieczór z JP2). Ks. Bp St. Budzik w swoich rozważaniach na temat problematyki roku duszpasterskiego stwierdza jednoznacznie, że problem życia należy rozumieć całościowo. „Oprócz życia naturalnego, które Bóg nam dał za pośrednictwem naszych rodziców, zostaliśmy powołani do życia Bożego. Jego początkiem był w nas sakrament Chrztu Świętego. Dzień chrztu to jeden z najważniejszych dni z naszym życiu. I chyba jeden z najbardziej zapomnianych. Znamy na pamięć datę swych urodzin, nasz dzień imienin jest wielkim świętem dla nas i naszych przyjaciół, ale mało kto z nas zna datę swojego chrztu. Na wspomnienie tego dnia nie bije nam żywiej serce. Nie obchodzimy jego rocznicy, nie składamy sobie z tej okazji życzeń. A przecież dzień chrztu był dla nas początkiem nowego życia. W tym dniu narodziliśmy się dla Boga i Jego łaski….a Bóg wypowiedział nad nami te same słowa, co i nad swoim synem Jezusem: „tyś jest mój syn umiłowany, w tobie mam upodobanie”. (duchowy.pl). Dziękuję za uwagę, życzę dobrego tygodnia i zapraszam na kolejna katechezę. Szczęść Boże.  ks. Władysław.      

Zapowiedź naszego chrztu.

KATECHEZA  3.G.08

 

Temat:  OTOCZMY  TROSKĄ  ŻYCIE.

              ZAPOWIEDŹ  CHRZTU.

 

Witam serdecznie i mile pozdrawiam wszystkich zasłuchanych w Słowo Boże na dzisiejszej katechezie. Zgodnie z wytycznymi Konferencji Episkopatu Polski, od początku Adwentu, obowiązuje nas nowy program duszpasterski, którego zadaniem jest „Otoczyć troską życie”. Otoczyć troską życie, ale życie pojęte w całej pełni. „Człowiek jest powołany do pełni życia, które przekracza znacznie wymiary jego ziemskiego bytowania, ponieważ polega na uczestnictwie w życiu samego Boga” (E.v., p.2, s. 4) – tak uczy nas Jan Paweł II. Obecne życie, jak mówimy doczesne, nazywa jakby przed-życiem, wstępem do prawdziwego, pełnego życia.  Codzienne doświadczenie uczy, że wielu ludzi, nie wyłączając chrześcijan, uważa, że to obecne życie, jest jedynym życiem, więc trzeba z niego korzystać pełnymi garściami. Potwierdzają to obiegowe slogany: „a, co tam, raz się żyje”, „używaj świat, póki służą młode lata”. Dlatego chciałbym w tych katechezach zwrócić uwagę, na troskę o tę „pełnię życia”, którą jest życie wieczne. Chodzi więc o troskę o życie duchowe. Jako przykład takiej troski niech nam posłuży relacja z artykułu w Naszym Dzienniku pt. „Powiedzieć życiu tak”. „Chwilę później pani Urszula była na stole operacyjnym – konieczne było cesarskie ciecie. Okazało się, że dziecko owinięte było pępowiną dokoła szyi, piersi, bioder, kolan. Kiedy przychodziły skurcze parte, dziewczynka wieszała się na własnej pępowinie. Po 20 minutach pan Piotr usłyszał krzyk nowo narodzonej córki. Chwilę później szczęśliwy tata trzymał na rękach swoją córeczkę. Ponieważ bał się o jej życie, ochrzcił ją z wody. – To był niezapomniany moment – nie tylko dałem życie córce, ale wprowadziłem ją jeszcze w życie Boże – podkreśla mężczyzna” (N.Dz. 4.12.08., nr 283). Pan Piotr dobrze wiedział, że to nowe życie, które się narodziło nie jest pełnym życiem. Dlatego ochrzcił z wody (tyle mógł zrobić), by wprowadzić w życie Boże. Po co to? Skoro na początku stworzenia Bóg uczynił wszystko dobre! To prawda, co mówi Pismo Święte – „I widział Bóg, że było dobre” (por. Rdz 1, 20-31).  Jest tylko jedno – „ale”. „W dzieło Boże wkroczył jednak sam człowiek – odwieczny majster-klepka swego szczęścia – zabawił się tak głupio, jak mały chłopiec wyrywający owadom nogi, by lepiej fruwały. Jak gdyby ból miał wpływać na wysokość lotu. Głupią zabawę chłopca-psotnika wykonał pierwszy człowiek – wyrywając łaskę Bożą, przypuszczał, że dalej skoczy we własne szczęście. To był chyba cały sekret grzechu pierworodnego…. Wyrwanie łaski Bożej miało, wg jego pomylonych kombinacji mózgowych, dać mu większe szczęście niż miał” (Sedlak, Remanent…s. 110).  Zabawa skończyła się bardzo źle dla człowieka. Człowiek wywołał z nie-istnienia śmierć dla siebie i utracił przyjaźń z Bogiem. W Evangelium vitae czytamy: „Bo śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył bowiem wszystko po to, aby było […] Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka – uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą” (Mdr 1,13-14; 2, 23-24). Tę znikomość i przemijalność ludzkiego życia potwierdza Psalmista Pański. „Oniemiały, zamilkłem pozbawiony szczęścia. […] O Panie, mój, kres pozwól mi poznać i jaka jest miara dni moich, bym wiedział, jak jestem znikomy. Oto wymierzyłeś moje dni tylko na kilka piędzi, i życie moje jest nicością przed Tobą. Doprawdy, życie wszystkich ludzi jest marnością. Człowiek jak cień przemija” (PS 39, 3; 5-7). „[Każdy] bowiem widzi; mędrcy umierają, tak jednakowo ginie głupi i prostak, zostawiając obcym

swoje bogactwa” (Ps 49, 11). Jednak Bóg kochający życie nie chciał takiej sytuacji. Już po grzechu pierworodnym zapowiedział, złożył obietnicę, że uratuje nasze życie. Święty Augustyn komentuje tę obietnicę w następujący sposób. „To, co Bóg obiecał, wydawało się ludziom nie do wiary. Nie mogli uwierzyć, że oni poddani śmierci i zagładzie, oni, tak nędzni i słabi, oni, którzy są prochem i pyłem, mieli się stać równi aniołom. Dlatego Bóg nie tylko, że związał się z ludźmi przymierzem Pisma, aby uwierzono Jego słowom, ale jeszcze dał im Pośrednika, mającego świadczyć o Jego dobrej wierze” (Komentarz do psalmów, LG t. I, s. 205).  Pośrednik tę pomocną dłoń podaje nam w sakramentach świętych. „Chrzest, brama do życia i królestwa Bożego, jest pierwszym sakramentem nowego prawa; przyniósł go Chrystus wszystkim ludziom, aby mieli życie wieczne, a potem wraz z Ewangelią powierzył go swojemu Kościołowi, gdy polecił Apostołom: <Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego> (por. Obrzędy chrztu, p.3, s. 10). Pan Piotr swoja córeczkę „ochrzcił z wody”, bo tylko wody używamy do sprawowania tego sakramentu. „W liturgii Wigilii Paschalnej, podczas błogosławieństwa wody chrzcielnej Kościół uroczyście przypomina wielkie wydarzenia historii zbawienia, które były już zapowiedzią misterium chrztu: <Ty w ciągu dziejów zbawienia przygotowałeś wodę przez Ciebie stworzoną, aby wyrażała łaskę chrztu świętego>. <Na początku świata Twój Duch unosił się nad wodami, aby już wtedy woda nabrała mocy uświęcania>. <Ty nawet w wodach potopu dałeś nam obraz odrodzenia, bo ten sam żywioł położył kres występkom i dał początek cnotom>. <…naród wyzwolony z niewoli faraona (przejście przez Morze Czerwone) stał się obrazem przyszłej społeczności ochrzczonych>” (por. KKK p. 1217 – 1221, s. 299). Także i sam Jezus został ochrzczony w wodach Jordanu. Nie wolno nam lekceważyć tego sakramentu. Dziękuję za uwagę, życzę szczęśliwego tygodnia i zapraszam na koleją katechezę. Szczęść Boże. ks. Władysław.   

Tu się wszystko zaczęło.

KATECHEZA  4.G.08.

20 – 12 – 2008.

 

Temat:  OTOCZMY  TROSKĄ  ŻYCIE.

              TU  WSZYSTKO  SIĘ  ZACZĘŁO.

 

Witam serdecznie i mile pozdrawiam wszystkich zasłuchanych w Słowo Boże na dzisiejszej katechezie. Podejmujemy wspólnie trud nad zagadnieniem, jak najlepiej otoczyć troską życie. Ciągle nurtuje mnie myśl, jak zachęcić słuchaczy do większej troski o życie duchowe, religijne, życie z wiary. Mam świadomość, że dobrze rozumiane życie duchowe zaowocuje troską o wszelkie życie doczesne. Jan Paweł II w 1999 r. w swoim rodzinnym mieście w Wadowicach powiedział, że tu wszystko się zaczęło. „I życie się zaczęło, i szkoła się zaczęła, i studia się zaczęły, i teatr się zaczął, i kapłaństwo się zaczęło”. Wcześniej jednak w dniu 7 czerwca 1979 r. podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny odwiedził Wadowice a tam skierował swoje kroki do chrzcielnicy. I tu powiedział Papież znamienne słowa. „Kiedy patrzę wstecz, widzę, jak drogi mojego życia, poprzez środowisko tutejsze, poprzez parafię, poprzez moja rodzinę, prowadzi mnie do jednego miejsca – do chrzcielnicy w wadowickim kościele parafialnym. Przy tej chrzcielnicy zostałem przyjęty do łaski Bożego synostwa i wiary Odkupiciela mojego, do wspólnoty Jego Kościoła w dniu 20 czerwca 1920 r. Chrzcielnicę tę już raz uroczyście ucałowałem – w roku tysiąclecia chrztu Polski […] Potem uczyniłem to po raz drugi, […] na 50 rocznicę mojego chrztu, jako kardynał. A dziś po raz trzeci ucałowałem tę chrzcielnicę, przybywając z Rzymu jako następca św. Piotra”. Widzimy więc z jaką miłością Papież odnosił się do chrzcielnicy, przy której został ochrzczony. A czyni to z prostego faktu, że chrzest gładzi grzech pierworodny ( gdy chrzcimy dzieci) i wyrywa nas z niechybnej śmierci i otwiera drogę do prawdziwego życia. O tej prawdzie Jezus uczy nas w Ewangelii. „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy będzie potępiony” (Mk  16,16). „Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie na sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia” (J 5, 24). „…jeśli się ktoś nie narodzi z wody i Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego” (J 3, 5). Pani dr Gloria Polo – dentystka z Kolumbii rażona piorunem i strasznie poparzona ( „Moje żebra, brzuch, podbrzusze, nogi i wątroba były zwęglone”) w dniu 5 maja 1995 r. - daje takie świadectwo o życiu za progiem śmierci. „Pan Bóg pozwolił mi zachować pamięć o tym wszystkim, czego doświadczyłam, kiedy moje poparzone ciało znajdowało się w śpiączce i było podłączone do aparatury medycznej. […] Kiedy znalazłam się poza ciałem, ukazała się przede mną niewypowiedzianie piękna rzeczywistość, do której nie miałam wstępu. Zobaczyłam wtedy swojego siostrzeńca, który wraz ze mną uległ wypadkowi (rażony również piorunem, zginał na miejscu), jak w nią wstępował. Nagle pojawiły się wszystkie zmarłe osoby, z którymi byłam w jakikolwiek sposób związana. Spotkałam swoich zmarłych pradziadków, dziadków, rodziców i innych bliskich mi ludzi. […] Nagle otoczyło mnie jakieś niesamowite światło. Nie jestem w stanie opisać doświadczenia pokoju, miłości i szczęścia, jakie niosła ze sobą ta tajemnicza jasność. Zrozumiałam, że była ona znakiem tego, że Bóg Ojciec obejmuje swoją miłością nas wszystkich, gdyż On bezwarunkowo kocha każdego człowieka. W tej tajemniczej jasności ujrzałam całą nędzę swojego grzesznego życia, w nagiej prawdzie, bez żadnych retuszy. Dotarłam następnie do jakiegoś obrzydliwego grzęzawiska, gdzie tkwiło wiele osób, jęcząc z bólu. Nagle odkryłam, że w tym ohydnym bajorze tkwi również mój tata. Przeszył mnie ból i głośno krzyknęłam: <Tato, co tu robisz?>. Odpowiedział mi płaczliwym głosem: <Moja córko, to przez grzechy cudzołóstwa! Dzięki mojej kochanej żonie, twojej matce, która modliła się przez 38 lat za mnie o moje nawrócenie i prowadziła przykładne życie, zostałem uratowany przed piekłem. […] My tutaj chcemy cierpieć, aby oczyszczać się z grzechów i dojrzewać do miłości, gdyż tylko z czystym sercem będziemy mogli iść do nieba>. Mój ojciec nawrócił się osiem lat przed swoją śmiercią. Z głęboką skruchą prosił Boga o przebaczenie, ale jeszcze nie odpokutował doczesnych konsekwencji swoich grzechów” (Gloria Polo: „Bóg na nowo…” w: Miłujcie się! Nr 5/2008, s.9). Dostęp do tego życia mamy wyłącznie przez chrzest święty, a ten otrzymujemy w Kościele. Dlatego tak ważne są słowa Papieża Benedykta XVI wypowiedziane na audiencji ogólnej 10 grudnia b.r. Papież mówił: „Nikt nie może sam siebie ochrzcić czy w inny sposób uczynić chrześcijaninem. Dzięki spotkaniu z Chrystusem stajemy się chrześcijanami. Dokonuje się to poprzez głoszone słowo i sakramenty, szczególnie Chrztu i Eucharystii. Stać się chrześcijaninem to coś więcej niż operacja kosmetyczna, która dodałaby urody już pełnemu życiu. Wiara przez chrzest przekazywana jest w Kościele. Jeśli nie pozwolimy formować się tej wspólnocie, nie staniemy się chrześcijanami. <Niezależne chrześcijaństwo> samo w sobie jest sprzeczne” (duchowy.pl z 11-12-08).  A tylu mamy, w każdej parafii, chrześcijan, którzy niezależnie od Kościoła, poza życiem parafialnym, chcieliby być katolikami. W kancelarii parafialnej będą zacietrzewieni deklarować swoje chrześcijaństwo i swoja wiarę, ale do Kościoła – uważają, że nie muszą chodzić. Co więcej, natychmiast szermują argumentem, że on lepiej żyją, niż ci, co chodzą do Kościoła. I tu, dla was ludzi świeckich, jest to „poletko Pana Boga”, gdzie trzeba podjąć dzieło nowej ewangelizacji, bo oni na słowo księdza, natychmiast dostają  alergii. Dziękuję za uwagę. Księżom biskupom, pracownikom Kurii i Radia oraz słuchaczom a zwłaszcza wiernym Parafii Żulice: najpiękniejsze życzenia świąteczne: "Bóg porzucił szczęście swoje, wszedł między lud ukochany, dzieląc z nim trudy i znoje".Zapraszam na kolejna katechezę. ks. Władysław.        

CHRZEST I JEGO GODNOŚĆ.

KATECHEZA  5.G.08.

27 – 12 – 2008.

 

Temat:  OTOCZMY  TROSKĄ  ŻYCIE.

              GODNOŚĆ  CHRZTU.

 

Witam serdecznie i mile pozdrawiam wszystkich zasłuchanych w Słowo Boże na dzisiejszej katechezie. Ks. Biskupi w swoim Liście Pasterskim napisali o radości nowego życia jakim jest dziecko. „Radość wielka, która z okazji Bożego Narodzenia staje się udziałem całego ludu, to radość z narodzenia Dziecka. Radość tę wypowiedział Symeon, który <wziął Dzieciątko Jezus w objęcia, błogosławił Boga> i wypowiedział proroctwo wobec Izraela, a także do <Matki Jego Maryi>. Radość tę wypowiedziała prorokini Anna, która <sławiła Boga i mówiła o Nim wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy>” (por. Łk 2, 22 -40). Warto zwrócić uwagę, że św. Łukasz opisując te wydarzenia, z mocą kilkakrotnie podkreśla, że Rodzice Jezusa postąpili zgodnie z przepisami Prawa. Każda rodzina katolicka wierna prawu Bożemu powinna ochrzcić swoje dziecko. Do dziś nie mogę zapomnieć łez i żalu młodego człowieka z Puław, który mówił: „Dlaczego nie miałem pobożnej babci, która by mnie wykradła z domu i ochrzciła”. Pochodził z rodziny wojskowej. Rodzice zapewne bali się o swoją pracę. Żal dorosłego człowieka płynący z zaniedbania rodziców. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Gorliwie poznawał, od podstaw, prawdy wiary i jako dorosły przyjął chrzest, aby następnie korzystać z innych sakramentów. Obecnie zdarza się i to nie rzadko, że matka koniecznie chce ochrzcić dziecko, choć sama łamie wszystkie Boże przykazania i kościelne i nie widać żadnej nadziei, że ktokolwiek będzie to dziecko po katolicku wychowywał. Niepokojącym i smutnym zarazem jest fakt, że rodzice coraz częściej odwlekają chrzest i zamiast chrzcić niemowlęta, chrzcimy już duże dzieci, które potrafią nawet rodzicom uciekać od chrztu. „Kościół celebrował chrzest i udzielał go od dnia Pięćdziesiątnicy (czyli Zesłania Ducha Świętego). […] Apostołowie i ich współpracownicy udzielają chrztu każdemu, kto wierzy w Jezusa: Żydom bojącym się Boga i poganom. Chrzest zawsze wiąże się z wiarą: <Uwierz w Pana Jezusa, a zbawisz siebie i swój dom> - oświadcza św. Paweł strażnikowi w Filippi” (KKK, nr 1226, s. 301). „Dzieci, rodząc się z upadłą i skażoną grzechem pierworodnym naturą, również potrzebują nowego narodzenia w chrzcie, aby zostały wyzwolone z mocy ciemności i przeniesione do Królestwa wolności dzieci Bożych, do którego są powołani wszyscy ludzie”. (KKK, nr 1250, s. 305). W przypadku chrztu dzieci musimy pamiętać o wielkiej odpowiedzialności rodziców i chrzestnych za rozwój wiary w życiu dziecka ochrzczonego. Katechizm stwierdza jednoznacznie co należy czynić. „Chrzest dzieci ze swej natury wymaga katechumenatu pochrzcielnego. Nie chodzi tylko o późniejsze nauczanie lecz także o konieczność rozwoju łaski chrztu w miarę dorastania osoby” (KKK, nr 1231, s. 302). I tu zaczynają się schody z tym rozwojem łaski chrztu. To co obserwujemy na co dzień w naszym życiu katolickim, że w każdej parafii mamy jakiś procent ochrzczonych a w rzeczywistości żyjących po pogańsku, poza wspólnotą  kościelną, to faktyczna cena chrztu dzieci. Zwracał uwagę na ten problem Benedykt XVI podczas Audiencji Generalnej w dniu 10 grudnia b.r., że nikt sam siebie nie ochrzci, że chrzest otrzymujemy w Kościele i bez uczestnictwa i stałej więzi z Kościołem nie można być chrześcijaninem. W jakieś mierze odpowiedzialność za ten stan rzeczy spada na rodziców, którzy nie zawsze wywiązują się dobrze z podjętych zobowiązań. A już zupełna fikcją jest to, że rodzice chrzestni troszczą się o religijne wychowanie swojego chrześniaka. Często nie mają nawet fizycznej możliwości, bo są daleko. A nawet i ci blisko nie mają poczucia odpowiedzialności, za zobowiązania, które wzięli na siebie w dniu chrztu dziecka. Zepchnięto ich, do roli  fundatorów prezentów pierwszokomunijnych i ślubnych – nierzadko bardzo kosztownych. Choć raz mi się zdarzyło spotkać z sytuacją powrotu do wiary, po co najmniej dwudziestu latach a inspiracją do spowiedzi i nawrócenia była książka jako prezent od matki chrzestnej na I Komunię. Katechumenat pochrzcielny to wielkie pole ewangelizacji dla nas wszystkich: duchownych i świeckich. Wielkość i godność chrztu  wyraża się w znakach związanych z udzielaniem tego sakramentu. Na początek jest znak krzyża kreślony na czole dziecka przez kapłana, rodziców i chrzestnych. Znak ten „wyciska pieczęć Chrystusa na tym, który do Niego ma należeć i oznacza łaskę odkupienia, jaką Chrystus nabył dla nas przez swój Krzyż”. (por. KKK, nr 1235, s. 302). Głoszone jest słowo Boże, na które dajemy odpowiedź wiary, która jest nieodłączna od chrztu. Ponieważ chrzest gładzi w pierwszym rzędzie grzech pierworodny, dlatego konieczny jest egzorcyzm, jako znak wyzwolenia od grzechu i kusiciela. Istotą tego sakramentu jest trzykrotne zanurzenie w wodzie lub polanie głowy dziecka wodą wcześniej poświęconą ze słowami „N… ja ciebie chrzczę w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”. Jest to widomy znak śmierci dla grzechu i wejście w życie Trójcy Świętej. Tu spełnia się to, o czym uczył św. Paweł, że w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy. Chrzest z wody, jakiego może udzielić każdy, kto ma dobrą wolę w przypadku niebezpieczeństwa śmierci lub dla zwykłej troski, aby dziecko nie pozostawało dłużej bez łaski chrztu świętego, zwykle ogranicza się właśnie do tego znaku polania wodą i wypowiedzenia formuły chrztu. Kapłan namaszcza jeszcze dziecko krzyżmem świętym oraz nakłada białą szatę. Do tych znaków jeszcze wrócimy w następnych katechezach. Dziękuję za uwagę, wszystkim życzę Szczęśliwego Nowego Roku Pańskiego.  

Od chrztu należę do Chrystusa.

KATECHEZA  6.S.09.

3        -  01  -  2009.

 

Temat:  OTOCZMY  TROSKĄ  ŻYCIE.

              CHRZCIELNY  ZNAK  KRYŻA.

 

Witam serdecznie i mile pozdrawiam wszystkich zasłuchanych w Słowo Boże na dzisiejszej katechezie. Jezus Chrystus, nasz Nauczyciel jasno nam wyjaśniał hierarchię wartości, gdy stawiał słuchaczom pytania o to, co jest ważniejsze? Mówił im i nam: co jest ważniejsze: odzienie czy ciało? Co jest ważniejsze: ciało czy dusza? A potem, może bardzo dosadnie stwierdzał, że na nic się zda, choćby człowiek cały świat pozyskał a na duszy poniósł szkodę. I dodał, że lepiej jest człowiekowi, aby sobie „wyłupił” oko, które prowadzi do grzechu i lepiej jednookim wejść do Królestwa niebieskiego, niż mając dwoje oczu być wrzuconym w ogień wieczny. Lepiej jest człowiekowi „odrąbać” sobie rękę, która czyni źle i jednorękim wejść do Królestwa niebieskiego, niż mając obie ręce być wrzucony w ogień wieczny. Lepiej „odrąbać” nogę, która prowadzi na miejsce przestępstwa czy zbrodni i jednonogim wejść do Królestwa niebieskiego, niż mając obie nogi być wrzuconym w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom. Mamy postawione zadanie: „otoczyć troską życie”, nie tylko to fizyczne, doczesne, ale również, a może nade wszystko otoczyć troską życie wieczne. Zagrożenie życia obecnego, często łączy się z bólem, cierpieniem, strachem i to mocno przemawia do świadomości człowieka. Zagrożenie życia wiecznego na razie nie boli, to nie znaczy, że nie będzie bolało nigdy. Odwołam się jeszcze raz do doświadczenie pani doktor Glorii Polo, wszak była osobą wykształconą, a zgodziła się na publikację swoich doświadczeń, ku przestrodze innym. „Znalazłam się w miejscu, w którym panowały przerażające ciemności i przebywała wielka rzesza ludzi – potwornie zniekształconych postaci – pogrążonych w ogromnym cierpieniu. Na dodatek strasznie tam cuchnęło. [….] Zorientowałam się, że ten okropny odór pochodzi również ode mnie. Stało się dla mnie jasne, że moje grzechy nie były gdzieś poza mną, ale wewnątrz mnie, i to z ich powodu, rozprzestrzeniał się ów nieznośny zapach, ciemność i wszelkie cierpienie. Przebywały tu niezliczone rzesze ludzi niewymownie cierpiących z powodu konsekwencji swoich grzechów. Wtedy zrozumiałam, jak przerażającą rzeczywistością jest grzech, skoro ma takie skutki. A niektórzy żartują sobie z grzechu, piekła i demonów. Nie zdają sobie sprawy, z tego co robią…” (Gloria Polo: „Bóg na nowo…” w: Miłujcie się!, nr 5-2008, s.9). Ciągle musimy mieć w pamięci jednoznaczne stwierdzenie Jezusa, że każdy, kto uwierzy i ochrzci się, ten będzie zbawiony. Dlatego Apostołowie otrzymali od swego zmartwychwstałego Mistrza nakaz: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 19 – 20).  A On sam w swojej modlitwie Arcykapłańskiej modlił się takimi słowami: „Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie” (J, 17, 20). Jezus sam określił  cel i sens swojego  życia ziemskiego stwierdzając, że On się na to narodził i przyszedł na świat, abyśmy mieli życie i mieli je w obfitości. Mówiłem wcześniej, że „tu się wszystko zaczęło”, na chrzcie zaczyna się nasza „przygoda” i podróż do tej pełni życia. Tu bowiem zasiewa się ziarno wiary (mam na myśli chrzest dzieci), która ma wzrastać razem z człowiekiem, ma mu towarzyszyć przez całe życie doczesne, ma to życie przemieniać i doprowadzić ochrzczonego do tej „pełni życia”. Wróćmy zatem do znaków związanych z udzielaniem chrztu świętego, które nie są i nie powinny być pustymi gestami. Znak krzyża kreślony na czole dziecka ma mu towarzyszyć na całe życie. Wyjaśnia to św. Paweł w następujący sposób: „…jako razem z Nim pogrzebani w chrzcie, w którym też zostaliście wskrzeszeni przez wiarę w moc Boga, który Go wskrzesił. I was umarłych na skutek występków[...] razem z Nim przywrócił do życia. Jeśliście więc razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga” (Kol, 2, 12-13; 3, 1). Papież św. Leon Wielki wyjaśnia to w następujący sposób. „…z biegiem czasu powstają wciąż nowe pokolenia dzieci Kościoła, to jednak wszyscy wierni, jako całość, wywodzą się z jednych źródeł chrzcielnych; wszyscy oni są współukrzyżowani z Chrystusem w Jego męce; z Nim w zmartwychwstaniu razem wskrzeszeni, a we wniebowstąpieniu umieszczeni po prawicy Ojca” (L.G. t. I. Leon Wielki, Kazanie 6, s. 416). Katechizm bardzo mocno kładzie nacisk na „katechumenat pochrzcielny”, w którym nie chodzi tylko o przekazanie, czy nauczenie prawd wiary, ale wprowadzenie w życie wiarą, a tej nie ma bez posługi Kościoła. Podobno, gdzieś jest taka wspólnota ludzka, że przy chrzcie tatuuje się na ręku dziecka znak Tau. Tego znaku nie da się zdjąć, tak jak większość naszych dzieci zdejmuje krzyżyk otrzymany jako jedną z pamiątek pierwszokomunijnych. W klasie III już tylko nieliczne dzieci noszą na sobie medalik. W żaden sposób nie umiem sobie wytłumaczyć, skąd ten „wstręt” do noszenia znaku przynależności do Chrystusa. Skąd ta niechęć do normalnego gestu przeżegnania się, np. przy wchodzeniu do kościoła. Skąd ta niechęć do uchylenia czapki, gdy mija się krzyż lub kościół lub pozdrawia innych po chrześcijańsku? Dziękuję za uwagę, życzę szczęśliwego tygodnia, zapraszam na następna katechezę. Szczęść Boże. Ks.Władysław.    

Wóz z sianem - działanie szatana.

KATECHEZA  7.S.09.

 

Temat:  OTOCZMY  TROSKĄ  ŻYCIE.

              CHRZEST – MODLITWA  Z  EGZORCYZMEM.

 

Witam serdecznie i mile pozdrawiam wszystkich zasłuchanych w Słowo Boże na dzisiejszej katechezie. Otaczamy troska życie, zwłaszcza to życie duchowe, życie łaski, które jest tak bardzo zagrożone albo nie doceniane przez wielu ochrzczonych. Siostra Faustyna w prostych słowach daje nam takie wyjaśnienie o zamiarach Boga wobec człowieka. „Boże, któryś z miłosierdzia swego powołać raczył z nicości do bytu rodzaj ludzki, z hojnością go obdarzasz naturą i łaską. Lecz dobroci Twojej jak[by] [to] nie dosyć. Ty, Panie w miłosierdziu swoim dajesz nam życie wiekuiste. Przypuszczasz nas do swego szczęścia wiekuistego… Nie byliśmy Ci potrzebni wcale do szczęścia Twego, ale Ty, Panie, chcesz się podzielić własnym szczęściem z nami” (Dz. 1743). Życie natury jest skażone grzechem pierworodnym. Życie łaski bierze swój początek na chrzcie świętym. Powiedziałem już o znaku krzyża, który jest zanurzeniem w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Ten znak ma towarzyszyć chrześcijaninowi przez całe życie aż po grób, na którym stawiamy krzyż. Następnie po odczytaniu stosownych tekstów Pisma Świętego i ich wyjaśnieniu odmawia się modlitwę powszechną zakończoną wezwaniami do Świętych Pańskich. Warto do tych wezwań włączyć imię tego Świętego, który będzie Patronem dziecka. Następnie odmawia się modlitwę z egzorcyzmem z ważnym znakiem „włożenie ręki” na dziecko. Sam ubolewam, że często przy udzielaniu chrztu, ten znak bywa zaniedbywany przez wielu szafarzy. Niejednokrotnie czynią to w pośpiechu, często od ołtarza, z dala od dziecka, jakby to nie miało większego znaczenie. Zresztą, do egzorcyzmu z włożeniem rąk w naszej tradycji religijnej nie przywiązuje się żadnej wagi. Inaczej jest w Kościołach Wschodnich. Tam praktyka takiego egzorcyzmu jest zjawiskiem powszechnym. I nie jest to tylko „zabobonny” gest, ale ma realne skutki w życiu osoby wierzącej. Czasem łączyło się to z poprawą zdrowia a nawet całkowitym uleczeniem. Słowa modlitwy chrzcielnej z egzorcyzmem są nad wyraz znamienne. „Boże, Ty posłałeś Swojego jedynego Syna, aby człowieka poddanego niewoli grzechu obdarzył wolnością Twoich dzieci, Ty wiesz, że to dziecko będzie narażone na pokusy tego świata i będzie musiało walczyć przeciwko zasadzkom szatana. Pokornie Cię prosimy, uwolnij je od zmazy grzechu pierworodnego mocą Męki i Zmartwychwstania Twojego Syna, umocnij Jego łaską i strzeż nieustannie na drodze życia. Niech cię broni moc Chrystusa Zbawiciela” (Obrzędy, p. 86, s. 63). „Katechizm Kościoła Katolickiego tak definiuje egzorcyzm: „Gdy Kościół publicznie i na mocy swojej władzy prosi w imię Jezusa Chrystusa, by jakaś osoba lub przedmiot były strzeżone od napaści Złego i wolne od jego panowania, mówimy o egzorcyzmach. W prostej formie egzorcyzmy występują podczas celebracji chrztu” (KKK, nr 1673, s. 393). Kościół odmawiając modlitwę z egzorcyzmem i wkładając ręce, jedynie naśladuje swojego Mistrza i Nauczyciela. „Pan Jezus podczas swego życia nie tylko odrzucił pokusy na pustyni, ale także wypędzał szatana i inne złe duchy, nakazując im uległość swojej Boskiej woli (por. Mt 12, 27-29).  Nie zatrzymał tej mocy dla siebie. Udzielił Apostołom i innym uczniom władzy, aby wyrzucali duchy nieczyste” (por. Mt 10, 1; Mk 3, 14-15) (Ks. R. Kempy, Egzorcyzm… opoka-czytelnia). Jakże ważny jest ten egzorcyzm chrzcielny, bo przecież i dziś diabeł nie śpi, ale ma łatwy przystęp do każdego człowieka. Skutki jego działania są przerażające. Jeden z polskich egzorcystów tak opisuje  zachowania opętanych. „Wpadają w furię, rzucają przekleństwami, mówią obcymi językami, których nie znają. To, co święte, budzi w nich nienawiść, wybuch agresji. Zdarza się niejednokrotnie, że wiedzą o czymś, o czym wiedzieć nie mogą dzięki ludzkiemu poznaniu. Opętani są zdolni do niezwykłych zachowań. Na przykład wiją się jak wąż na podłodze albo potrafią tak mocno zacisnąć dłoń, że nikt nie jest w stanie rozprostować ich palców” (Kempy… tamże). Opętanie, to jednak sytuacja wyjątkowa. Zwykle odciąga ludzi od Kościoła a potem będą robić wszystko pod jego dyktando. Ulubieńcami diabelskiego działania są nie tylko zwykli śmiertelnicy, ale w sposób wyjątkowy byli nimi  święci np. Ks. Jan Vjaney, Ojciec Pio. Jedno z takich zdarzeń opisał redaktor naczelny pewnego włoskiego czasopisma, który sprawdzał co robią „diabły Ojca Pio”.„Pewnego ranka poszedłem tam z książeczką do nabożeństwa. Miałem zamiar zostać przez chwilę, aby się pomodlić. Właśnie zacząłem modlitwę, kiedy jakiś hałas, jakby pobrzękiwanie łańcuchów, sprawiło, że dostałem gęsiej skórki. Na chórze nie było nikogo. Przeszukałem stalle, chcąc dowiedzieć się, co za diabeł tam grasuje. Tymczasem poczułem, że cały aż ścierpłem ze strachu. Ten dźwięk, jakby wleczonego łańcucha, powtórzył się sprawiając, że krew zastygła mi w żyłach. Z każdą chwilą byłem coraz bardziej niespokojny, ale chciałem też dowiedzieć się, skąd dobiegają te dźwięki. Nagle rozległ się gwałtowny i donośny łoskot, który sprawił, że zerwałem się na równe nogi, z duszą na ramieniu. Jeśli diabeł ma jakieś oblicze, z pewnością właśnie mi je ukazał. Drżąc ze strachu, opuściłem stalle i dopadłem drzwi. Pamiętam, że ze strachu ledwie mogłem utrzymać się na nogach. Kiedy tylko znalazłem się w korytarzu, zacząłem uciekać tak szybko, jak tylko mogłem. Nigdy więcej nie miałem ochoty samotnie udać się na chór” (L. Peroni, Ojciec Pio – opoka). Nie lekceważmy znaków lub modlitw, które mają charakter egzorcyzmu. To dla własnego dobra i bezpieczeństwa.  Dziękuję za uwagę, życzę szczęśliwego tygodnia i zapraszam na następną katechezę. Szczęść Boże.

Ks. Władysław.  

Chrzest przez zanurzenie.

KATECHEZA  8.S.09.

 

Temat:  OTOCZMY  TROSKĄ  ŻYCIE.

             WODA  CHRZCIELNA.

 

Witam serdecznie i mile pozdrawiam wszystkich zasłuchanych w Słowo Boże na dzisiejszej katechezie. Otoczyć troską życie, zwłaszcza to życie łaską Bożą, to zadbać o chrzest. O tym, co jest najważniejsze w tym sakramencie, wyjaśnia nam Wprowadzenie: „Samo udzielenie sakramentu dokonuje się przez obmycie wodą, które może mieć formę zanurzenia lub polania, zgodnie z miejscowym zwyczajem, oraz przez wezwanie Trójcy Przenajświętszej” (Wprowadzenie nr 18, p. 2). W katechizmie zaś mamy taką informację: „Następuje wówczas istotny obrzęd sakramentu – chrzest w sensie ścisłym. Oznacza on i urzeczywistnia śmierć dla grzechu i wejście w życie Trójcy Świętej przez upodobnienie do Misterium Paschalnego Chrystusa. W sposób najbardziej znaczący dokonuje się chrzest przez trzykrotne zanurzenie w wodzie chrzcielnej. Już od starożytności może on być także udzielany przez trzykrotne polanie wodą głowy kandydata” (KKK nr 1239, s. 303). Kto pielgrzymuje do Ziemi Świętej, ten ma możliwość oglądać niecodzienny widok, jak gromadki ludzi w białych szatach (zapewne protestanci), albo przyjmują chrzest, albo odnawiają przyrzeczenia chrzcielne przez zanurzenie się w wodach Jordanu. Gdy celebrans poświęca wodę do chrztu wypowiada następujące słowa: „Ty w ciągu dziejów zbawienia, przygotowałeś wodę przez Ciebie stworzoną, aby wyrażała łaskę chrztu świętego” (Obrzędy nr 91 A). W wersji krótszej mamy następujące wezwania: „…Boże, Ojcze wszechmogący. Ty stworzyłeś wodę, która oczyszcza i podtrzymuje życie. .. Synu Jednorodzony, Jezu Chryste, z Twojego boku wypłynęła woda i krew, aby z Twojej Śmierci i Zmartwychwstania narodził się Kościół. …Duchu Święty, który namaściłeś Chrystusa, ochrzczonego w wodach Jordanu, abyśmy wszyscy w Tobie byli ochrzczeni”. (Obrzędy nr 91 B). W przypadku chrztu dzieci, chrzest gładzi grzech pierworodny. Gdy chrzcimy dorosłych, chrzest gładzi grzech pierworodny i grzechy osobiste popełnione w ciągu dotychczasowego życia. W tym przypadku dorosłemu, bezpośrednio po chrzcie można udzielić Komunii Świętej, bez spowiadania go. Już chrzest Janowy wiązał się z wyznawaniem grzechów. „Wówczas ciągnęły do niego Jerozolima oraz cała Judea i cała okolica nad Jordanem. Przyjmowano od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając przy tym swe grzechy” (Mt 3, 5-6). Już w Starym Testamencie mamy znamienny przykład, jaką moc daje Bóg wodzie, która oczyszcza nawet z trądu, który jest symbolem także ludzkich grzechów. „Naaman, wódz wojska króla Aramu, miał wielkie znaczenie u swego pana…Lecz ten człowiek - <dzielny wojownik> - był trędowaty. […] Więc Naaman przyjechał swymi końmi i swoim powozem, i stanął przed drzwiami Elizeusza. Elizeusz zaś kazał mu przez posłańca powiedzieć: <Idź, obmyj się siedem razy w Jordanie, a ciało twoje będzie takie jak poprzednio i staniesz się czysty!> […] Odszedł więc Naaman i zanurzył się siedem razy w Jordanie, według słowa męża Bożego, a ciało jego na powrót stało się jak ciało małego dziecka i został oczyszczony. […] Wtedy wrócił do męża Bożego z całym orszakiem, wszedł i stanął przed nim, mówiąc: <Oto przekonałem się, że na całej ziemi nie ma Boga poza Izraelem!> (por. 2 Krl 5). Z woli Bożej, woda nic nie straciła ze swojej mocy, także w naszych czasach współczesnych. Ks. Prof. Gręś nawiązując do wydarzeń w Lourdes potwierdza moc Boga objawiającą się przez znak wody. „Źródełko odkryła Bernadeta przy pierwszym objawieniu, 11 lutego 1858 r. Odtąd płynie głębokim, mocnym nurtem poprzez tajemnicę wszystkich cudownych uzdrowień i ukojonych cierpień, aby uleczenia, niepojęte dla ludzkiego rozumu, były znakiem i obrazem mocy innej wody, sakramentalnej, mocy obmywania, oczyszczania aż do najgłębszej istoty tych, co zaufali. Ta symbolika jest może najbardziej widoczna dla tych wszystkich, co przyjeżdżają do Lourdes: chorych, by się w cudownej wodzie zanurzyć, zdrowych, by zobaczyć, jak inni się w niej kąpią. Źródło i basen niepodważalnie przypominają chrzest przez zanurzenie, który długo przetrwał w zwyczajach Kościoła i którego rytuałowi poddał się sam Chrystus, przyjmując chrzest z rąk św. Jana” (Rycerz Niepokalanej, 12)2008, s. 330). Bernadeta wyjaśnia: „Pani poleciła mi napić się wody ze źródła. Ponieważ nie widziałam tam żadnego źródła, zwróciłam się w stronę rzeki Gave. Ale Pani dała mi znak, że nie tam, i palcem pokazała na źródło. Kiedy podeszłam (szła na kolanach) bliżej, znalazłam zaledwie odrobinę błotnistej wody. Nastawiłam dłoń, ale nic nie mogłam pochwycić. Zaczęłam więc drążyć ziemię w tym miejscu i dopiero wówczas mogłam zaczerpnąć nieco wody. Odrzuciłam trzy razy, ale za czwartym razem wypiłam” (Historia Objawień, 25-02-1858). O mocy tej wody przekonał się, niewierzący wówczas Aleksy Carrel, lekarz, noblista, który był świadkiem cudownego uzdrowienia, niemal konającej Marii Bailly. Nie tylko chora została uzdrowiona z niemocy ciała, ale i lekarz został uzdrowiony z niemocy ducha, bowiem nawrócił się i stał się wielkim czcicielem Matki Bożej. My, Polacy mamy także takie niezwykłe źródło, choć dziś prawie zapomniane. „Źródełko ma swoją historię. Przed objawieniami zalewało ono pola, więc zostało zasypane. Kiedy jednak w czasie objawień wytrysnęło ponownie, ówczesny proboszcz gietrzwałdzki, ks. Augustyn Weichsel, odczytał to jako znak, że źródełko ma moc uzdrawiającą, podobnie jak w Lourdes. Na prośbę dzieci Matka Boża pobłogosławiła to źródełko. Dlatego dziś o Gietrzwałdzie mówi się, że to polskie Lourdes” (nasza-arka.pl).Szkoda, że wartość wody święconej tak bardzo „skurczyła się” w naszym życiu religijnym. W kościele pogubiła się Aspersja, w domach nie ma święconej wody nawet na kolędę. Warto przywrócić jej należne miejsce w naszym życiu. Dziękuję za uwagę, życzę szczęśliwego tygodni, zapraszam na następną katechezę. Szczęść Boże. Ks. Władysław.

Pratulin - Wierni Chrystusowi do smierci.

KATECHEZA  9.ST./09

 

Temat:  OTOCZMY  TROSKĄ  ŻYCIE.

                                             W  JEDNOŚCI  Z  CHRYSTUSEM.

 

Witam serdecznie i mile pozdrawiam wszystkich zasłuchanych w Słowo Boże na dzisiejszej katechezie. Otaczamy troska życie duchowe, religijne, życie w łasce uświęcającej, która przecież jest nam koniecznie potrzebna do zbawienia. Mówiłem na poprzednim spotkaniu o najważniejszym znaku sakramentu chrztu, jakim jest trzykrotne „zanurzenie”, „polanie” głowy kandydata wodą chrzcielną. Ubolewam, że ten znak wody w naszym życiu religijnym bardzo się skurczył, a powinien nam towarzyszyć w codziennym życiu. Dziś o kolejnym znaku równie ważnym i wymownym i sięgającym całego naszego życia doczesnego a w konsekwencji życia wiecznego. Tym znakiem jest namaszczenie głowy nowoochrzczonego krzyżmem. We Wprowadzeniu do Liturgii czytamy: „Samo udzielanie sakramentu: dopełnia się przez namaszczenie krzyżmem, co ma oznaczać włączenie ochrzczonego w królewskie kapłaństwo i dopuszczenie go do wspólnoty ludu Bożego;” (Wprowadzenie, nr 18, p. 3, s. 15). Katechizm natomiast mówi tak: „Namaszczenie krzyżmem świętym, wonnym olejkiem poświęconym przez biskupa, oznacza dar Ducha Świętego dla neofity. Stał się on chrześcijaninem, to znaczy „namaszczonym” Duchem Świętym, wszczepionym w Chrystusa, który jest namaszczony jako kapłan, prorok i król” (KKK nr 1241, s. 303). Sama zaś formuła namaszczenia brzmi w następujący sposób: „Bóg wszechmogący, Ojciec naszego Pana, Jezusa Chrystusa, który cię uwolnił od grzechu i odrodził z wody i z Ducha Świętego, On sam namaszcza ciebie krzyżmem zbawienia, abyś włączony do ludu Bożego, wytrwał w jedności z Chrystusem Kapłanem, Prorokiem i Królem na życie wieczne” (Obrzęd, nr 98, s. 73). Namaszczenie olejem sięga czasów Mojżesza i Aarona i wiąże się z godnością kapłańską a potem królewską. W Księdze Wyjścia czytamy: „Aaronowi zaś i synom jego rozkażesz zbliżyć się do wejścia do Namiotu Spotkania i obmyjesz ich wodą. […] A włożywszy mu tiarę na głowę, umieścisz święty diadem na tiarze. Następnie weźmiesz olej do namaszczenia i wylejesz go na jego głowę, i namaścisz go. […]  I wprowadzisz Aarona i jego synów w czynności kapłańskie” (Wj 29, 4; 6-7; 9). I tak zostało do dnia dzisiejszego. Namaszczenie świętym olejem wiąże się nie tylko z sakramentem chrztu ale i z bierzmowaniem, kapłaństwem i wiatykiem. Podobnie było z godnością królewska. Gdy Izraelici żądali od Boga króla, Bóg polecił Samuelowi namaścić na króla Saula syna Kusza. „Samuel wziął wtedy naczyńko z olejem i wylał na jego głowę, ucałował go i rzekł: <Czyż nie namaścił cię Pan [na wodza swego ludu, Izraela? Ty więc będziesz rządził ludem Pana i wybawisz go z ręki jego wrogów dokoła. A oto znak dla ciebie, że] Pan cię namaścił na wodza nad swoim dziedzictwem;” (1 Sam 10, 1). Dlatego, kiedyś mówiło się, że król lub cesarz i kapłan to „pomazańcy Boży”. Również sam Jezus, nawiązując do wydarzeń nad Jordanem i cytując słowa Proroka Izajasza powie o sobie, że jest namaszczony. „Rozwinąwszy księgę, natrafił na miejsce, gdzie było napisane: <Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę….>. Począł więc mówić do nich: <Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli>. A wszyscy przyświadczyli Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego” (Łk 4, 17-22). Wróćmy jednak do tych ważnych słów sakramentalnych: „abyś wytrwał w jedności z Chrystusem na życie wieczne”. Jak codzienne życie pokazuje, nie jest to łatwa sprawa do zrealizowania. Wiele razy zrywamy te więzy jedności z Chrystusem poprzez grzech zwłaszcza grzech ciężki. On jednak nie odbiera nam szansy. Znając naszą naturę skażoną grzechem pierworodnym zostawił nam sakrament pokuty. Zawsze możemy wrócić, jak ten syn marnotrawny, i zawsze odzyskamy utraconą godność „dziecka Bożego” i jedność z Chrystusem. Konieczność tej jedności wyjaśniał nam na prostym przykładzie krzewu winnego. Dla nas może jest mało czytelny, bo nie uprawiamy winnych latorośli. „Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie” (J 15,  5-6).  Czasem z tą jednością może być tak, jak wspomina Ks. Sedlak. „Drugi mój szwagier 12 lat nie był u spowiedzi. Twierdził, że choć był kolejarzem, pociąg, którym on jechał, nigdy nie szedł przez Częstochowę. Wielkanoc 1940, u przyjaciela został otruty. Ksiądz w drzwi, a szwagier życie skończył. Jezus wrócił do tabernakulum, już niepotrzebny” (Ks. Sedlak, Boży kram, s.63). A może być i tak, jak z Męczennikami z Pratulina, których wczoraj wspominaliśmy w Liturgii. „Obrońcy nie przynieśli ze sobą straszliwej chłopskiej broni jaką były oprawione na sztorc kosy. Nie wszyscy nawet mieli kije i pałki. Nie posiadali broni palnej… Z całą mocą trzeba podkreślić, że unici nie byli stroną atakującą. Gdy żołnierze nabijali broń, każdy z obrońców rzucił co miał w ręku i ukląkł jak jeden człowiek i chórem zaczął śpiewać wzniósłszy do nieba oczy. Kule leciały jak grad, padli zabici wieśniacy, pochylały się głowy rannych. Po nim wystąpił wysłużony żołnierz gwardii, rozpiął kożuch na piersiach i rzekł: <Strzelajcie i ja chcę umierać za wiarę>” (unici.republika.pl). Czasem zadaję sobie pytanie, czy ciągle musi być aktualne porzekadło, że jak trwoga, to do Boga?  Obyś wytrwał w jedności z Chrystusem na życie wieczne. Dziękuję za uwagę, życzę wszystkim słuchaczom szczęśliwego tygodnia, zapraszam na następną katechezę. Szczęść Boże. Ks. Władysław.   

W jedności z Chrystusem Kapłanem -Chrzest św. Marcina Biskupa.

KATECHEZA  10/09.

 

Temat:  OTOCZMY  TROSKĄ  ŻYCIE.

              W  JEDNOŚCI  Z  CHRYSTUSEM KAPŁANEM.

 

Witam serdecznie i mile pozdrawiam wszystkich zasłuchanych w Słowo Boże na dzisiejszej katechezie. Otaczamy troska życie, zwłaszcza życie w łasce uświęcającej, bo ta jest nam koniecznie potrzebna do zbawienia. Warunkiem posiadania tej łaski jest trwałe zjednoczenie z Chrystusem, którego początkiem i zewnętrznym znakiem jest namaszczenie krzyżmem świętym na chrzcie świętym. Wtedy kapłan prosi „abyś wytrwał w jedności z Chrystusem Kapłanem, Prorokiem i Królem na życie wieczne”. W katechizmie mamy następujące wyjaśnienie. „Ochrzczeni stali się <żywymi kamieniami>, <budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo> (1 P 2, 5). Przez chrzest uczestniczą oni w kapłaństwie Chrystusa, w Jego misji prorockiej i królewskiej; są <wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem Bogu na własność przeznaczonym>, aby ogłaszać <dzieła potęgi Tego, który (ich) wezwał z ciemności do przedziwnego swojego światła> (1 P 2, 9). Chrzest daje udział w kapłaństwie wspólnym wiernych” (KKK nr 1268, s. 308). Tę jedność tak dobitnie wyeksponował Benedykt XVI na Audiencji Generalnej w dniu 14 stycznia tego roku, gdy mówił: „Dlatego jeżeli jesteśmy zjednoczeni z Chrystusem, nie powinniśmy obawiać się żadnego nieprzyjaciela ani jakiejkolwiek przeciwności; oznacza to natomiast, że musimy się Go mocno trzymać, nie rozluźniać objęcia!” (Niedziela nr 4 z : 25-01-2009, s. 4). O tej jedności uczy nas Sobór Watykański II. „Jeden jest zatem wybrany Lud Boży: <Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest> (Ef 4, 5); wspólna jest godność członków wynikająca z ich odrodzenia w Chrystusie, wspólna łaska synów, wspólne powołanie do doskonałości, jedno zbawienie, jedna nadzieja i niepodzielna miłość. Najwyższy i Przedwieczny Kapłan, Jezus Chrystus, […] daje także udział w swojej misji kapłańskiej w celu sprawowania duchowego kultu, aby Bóg był uwielbiony, a ludzie zbawieni. […] Wszystkie bowiem ich uczynki, modlitwy i apostolskie przedsięwzięcia, życie małżeńskie i rodzinne, codzienna praca, wypoczynek ducha i ciała, jeśli odbywają się w Duchu, a nawet utrapienia życia, jeśli są cierpliwie znoszone, staja się duchowymi ofiarami, miłymi Bogu przez Jezusa Chrystusa. W ten sposób ludzie świeccy, jako pobożnie działający wszędzie czciciele Boga, właśnie świat uświęcają dla Niego” (Lumen gentium, nr 32; 34). To wszystko, o czym mówi soborowa Konstytucja, to dar serc ludzi świeckich, który przynoszą go na niedzielną Eucharystię, aby go złożyć na ołtarzu i ofiarować samemu Bogu. Tu się spełnia ich uczestnictwo w kapłaństwie Chrystusowym. Problematykę tę przypominał, nam Polakom, Prymas Tysiąclecia, kardynał Wyszyński w swoich homiliach i przemówieniach. Ot, choćby jego modlitwa na Jasnej Górze w dniu 25 sierpnia 1960 r. „Oddajemy Ci ojców i matki, rodziców czuwających nad kołyską i nad wychowaniem dzieci w duchu ewangelii twojego Syna. Oddajemy Ci miejsca, w których dzieci nasze i młodzież się uczą. Nie dopuść, Matko, aby tam, gdzie zdobywają konieczną wiedzę, traciły wiarę. Oddajemy Ci całą troskę rodziców katolickich, aby nie tylko mogli dać swym dzieciom życie i połączyć je z Kościołem prze nowe narodziny w chrzcie świętym, ale by mogli je po katolicku wychować. Oddajemy Ci wszystkie miasta, by nie spoganiały i wszystkie wsie, by żyły tradycją chrześcijańską. Oddajemy Ci wszystkie drogi, którymi chodzi polskie życie, aby na tych drogach spotkało się z Drogą, Prawdą i Życiem, którym jest dla nas Twój Syn. Oddajemy ci wszystkie miejsca pracy, gdzie człowiek uszlachetnia materię. Prosimy Cię, aby w tym trudzie nie zniszczał duchowo, moralnie i fizycznie; aby nie tylko materia, ale i on sam wyszedł z warsztatu pracy uszlachetniony i lepszy. […] Tobie Matko, oddajemy wszystkich, którzy pragną pomagać Kościołowi… Potrzeba nam takich ludzi, którzy by w najrozmaitszych sytuacjach i warunkach bytowania pamiętali przede wszystkim o tym, by szukać Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, w pełnej wierze, że wszystko inne będzie im przydane” (Głosy z Jasnej Góry, s. 123-125). Ileż w tych słowach troski o realizację powołania świeckich do kapłaństwa Chrystusowego. Na mocy tego udziału w powszechnym kapłaństwie wiernych, mój ojciec święcił święconą wodą zboże, które miał wsiewać na polu, co we mnie wzbudzało podziw. Na mocy tego udziału, tak wiele matek błogosławi swoje dzieci znakiem krzyża, gdy wychodzą z domu, np. do szkoły czy pracy. Nie zapomnę matki, która zaszywała w pagon munduru wojskowego medalik dla swojego syna, który przyjechał na pierwszy urlop z wojska a były to lata siedemdziesiąte. Pytam ją, po co to robisz? A ona na to. Przecież w wojsku mu nie pozwolą nosić medalika. A poza tym ja go nie ustrzegę od złego, bo on w Kostrzynie nad Odrą a ja nad Bugiem. I pomogło. Stasiowi wiodło się całkiem dobrze w wojsku, nawet co niedzielę mógł chodzić, bez większych problemów, na Mszę świętą, co było ewenementem w tamtych czasach. Co roku patrzę, z jakim wzruszeniem, rodzice błogosławią dzieci idące do Pierwszej Komunii świętej. A jeszcze bardziej są wzruszeni, gdy się ich poprosi, aby w czasie liturgii sakramentu małżeństwa razem z kapłanem udzielali błogosławieństwa nowożeńcom przed Komunią świętą. Prymas Wyszyński zwykle nazywał kobiety „kapłankami ogniska domowego”. To dzięki nim, niedziele bywają piękniejsze w naszych domach, choćby przez fakt, że po Mszy świętej jest lepszy obiad z „jakimś” dodatkami dla całej rodziny. To one zwykle organizują życie religijne w naszych rodzinach. Dziękuę za uwagę, życzę dobrego tygodnia, zapraszam na koleją katechezę. Szczęść Boże. Ks. Władysław.

Prorok naszych czasów

                                                  KATECHEZA 11/09

Temat: OTOCZMY TROSKĄ ŻYCIE.
           W JEDNOŚCI Z CHRYSTUSEM PROROKIEM.

Witam serdecznie i mile pozdrawiam wszystkich zasłuchanych w Słowo Boże na dzisiejszej katechezie. Otaczamy troską życie, bo jest ono najpiękniejszym darem samego Boga – Ojca. „Miliardy ludzi przez 20 wieków swój start do Niego wzięło od chrztu. To punkt zerowy dla wszystkich Bożych poczynań w człowieku. Każdy ma inny bieg z punktu zerowego… Mam przywilej nabywania darów i łaski nie w sklepie ani Bożym kiosku, lecz z ręki Ojca. Mam prawo do Bożej miłości, bom uwierzył w śmierć Jezusa Chrystusa za mnie” ( Sedlak, Remanent…s.41). W tym punkcie zerowym przez namaszczenie krzyżmem świętym nowoochrzczony zostaje włączony w misję Chrystusa Proroka. Ojcowie soborowi w Konstytucji o Kościele zapisali następujące wyjaśnienie. „Chrystus, wielki Prorok, który zarówno świadectwem życia, jak i mocą słowa ogłosił królestwo Ojca, pełni swoją misję prorocką, posługę nauczania – nie tylko przez hierarchię, która naucza w Jego imieniu i Jego władzą, ale także przez świeckich, których po to ustanowił też świadkami oraz wyposażył w zmysł wiary i łaski słowa, aby moc Ewangelii jaśniała w życiu codziennym, rodzinnym i społecznym. […] W wypełnieniu tej misji bardzo cenny okazuje się ten stan życia, który uświęcony jest osobnym sakramentem, mianowicie życie małżeńskie i rodzinne. Tam jest prowadzona praktyka i wspaniała szkoła apostolstwa świeckich, gdzie pobożność chrześcijańska przenika całą treść życia i z dnia na dzień coraz bardziej ją przemienia. […] Rodzina chrześcijańska donośnym głosem przepowiada zarówno obecne moce królestwa Bożego, jak i nadzieję błogosławionego życia” (KK nr 35). Zważywszy na fakt, że przy chrzcie niemowląt, to właśnie rodzice stają się gwarantami religijnego wychowania ochrzczonego dziecka. To nie przywilej, ale święty obowiązek, z którego rozlicza ich przyszłe życie dziecka, które ochrzcili oraz rozliczać ich będzie Bóg, gdy przyjdzie pora bezpośredniego spotkania z Nim. Gdy pojawiają się problemy, zwykle słyszę oklepana melodię. Ależ my nie bronimy, nich chodzi do kościoła, niech chodzi na religię. Jeszcze by tego brakowało, żeby rodzice mieniący się katolikami bronili dziecku chodzenia do kościoła. Może robią jednak tak, jak to pewna babcia nakłaniała mnie, abym „zrozumiał”, że jej wnuczka nie może chodzić na religię, bo: rodzice zapisali ją na lekcje angielskiego, zapisali ją na kurs tańca towarzyskiego, zapisali ją na lekcje gry na skrzypcach, zapisali ją na pływalnie. To wszystko było płatne z ich kieszeni. A konkluzja babci była taka: jak ksiądz widzi, kiedy ona może chodzić „jeszcze na religię”. Była to chyba klasa czwarta lub piąta. Wystarczyło pamiątkowe zdjęcie w albumie, że była w najpiękniejszej sukience z całej klasy, u I Pierwszej Komunii. Nie słyszałem, aby zrobiła karierę muzyczną czy sportową, obawiam się, że nie była też wielką katoliczką, albo żadną. Przez chrzest zostaliśmy wpisani w prorocką, nauczycielska misję Chrystusa. „Wiele imion własnych miał Chrystus. Obiegowe imię, codzienne, nadane Mu przez tłumy było Rabbi, Nauczyciel, Mistrz” (Sedlak, Remanent.. s. 58). Potwierdza to, jakże emocjonalne, spotkanie Marii Magdaleny z zmartwychwstałym Jezusem. „Rzekł do niej Jezus: <Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?> Ona zaś sądząc, że jest to ogrodnik, powiedziała do Niego: <Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę>. Jezus rzekł do niej: <Mario!> A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: <Rabbuni>,  to znaczy Nauczycielu!” (J 20, 15-16). Ks. Sedlak stwierdza, że nauczyciel ma w sobie coś z ojca i matki, coś z Boga i niewolnika. Jest to człowiek dziwnej doli, jedyna praca, której wyników nie da się ująć w matematyczny wzór ani wcześniej przeliczyć. Już Stary Testament określa funkcję proroka: „został wybrany przez Boga, opatrzony Bożym błogosławieństwem, potrzebną energią, zdolnościami, jest narzędziem w Bożym ręku, którego Bóg posyła do ludu, aby mówić do ludu, aby napominać, ganić, nawracać, prowadzić do Boga. Przez takiego sługę Bóg też chce pokazać swoją wspaniałość, miłosierdzie, miłość, ale także swój Majestat i Wszechmoc. […] ma nieść Boże Słowo, ma nawracać lud, a ci nie chcą słuchać. Nie zależy im na poprawie życia, na zmianie swojego dotychczasowego postępowania. Ciągle trwają w starym, ciągle trzymają się swojej mądrości, ciągle są uparci. Dlatego Bóg pomimo wysłania swojego Sługi jest zmuszony w dalszym ciągu, aby zostawić lud samemu sobie. Nam się wydaje, że Bóg wymyśla jakieś kary. Kiedy my odchodzimy od Boga, Bóg zostawia nas samym sobie. I tu człowiek przegrywa swoje życie, bo bez Boga nic uczynić nie można. […] Cel jaki Bóg pragnie osiągnąć za sprawą naszego działania, naszej służby jest jasny i wyraźny: aby Moje zbawienie sięgnęło aż po krańce ziemi. Nie mówmy więc: jestem za słąby, nie dam rady, jestem za stary czy za młody” (Ks.A Staniek: Chrześcijanie….na stronie: Jezus.com.pl). Może tak, jak czyniła to Anastazja na Podolu za czasów sowieckich. Gromadziła dzieci, uczyła katechizmu, woziła do Murafy do I Komunii, bo tam ksiądz ocalał, prowadziła nabożeństwa, np. pogrzebowe. Aż do dnia, kiedy podjechał ził, ENKWD wyciągnęło ją z nabożeństwa pogrzebowego i pojechała w nieznane i nigdy w rodzinne strony nie wróciła. To jest realizacja uczestnictwa w prorockiej misji Chrystusa. Dziękuję za uwagę, uczniom na feriach i wszystkim słuchaczom życzę szczęśliwego tygodnia, zapraszam na następną Katechezę. 

Szczęść Boże ks.Władysław


Jesteś sługą Chrystusa Króla.

KATECHEZA  12/09.

 

Temat:   OTOCZMY  TROSKĄ  ŻYCIE.

              W  JEDNOŚCI  Z  CHRYSTUSEM  KRÓLEM.

 

Witam serdecznie i mile pozdrawiam wszystkich zasłuchanych w Słowo Boże na dzisiejszej katechezie. Otaczamy troską życie Boże, które narodziło się w nas na chrzcie świętym. Przez namaszczenie krzyżmem zostaliśmy włączeni w misję Chrystusa jako Króla. Skoro chrześcijanin pragnie życia prawdziwego – pełnego, które będzie kontynuacją obecnej egzystencji, to chce żyć w królestwie Bożym, które Chrystus głosił. Chce żyć w Królestwie Bożym, o które „teoretycznie” się modli, gdy mówi w Modlitwie Pańskiej: „Przyjdź Królestwo Twoje…”. „Nikogo nie popychał przed sobą, szedł i głosił słowo. Kto chciał, postępował za Nim. Nie miał nic z prasy hydraulicznej tłoczącej do królestwa niebieskiego. Jego cały majestat to uśmiech. Jego cała potęga to dobroć. Jego jedyna przemoc to miłość. Jedyna administracja to krzyż i łaska, a jedyne szaleństwo to miłosierdzie i przebaczenie. Jedyne poddaństwo podwładnych to wiara.” (Ks. Sedlak, Remanent…, s. 62). Królewska misja Chrystusa ale i nasza, wszystkich ochrzczonych jest chyba najtrudniejsza spośród tych trzech, jakie wymienia Obrzęd chrztu świętego. Wyjaśnienie tej funkcji znajdujemy już w dokumentach Soboru. „Tej władzy udzielił uczniom, aby i oni posiedli stan królewskiej wolności i przez zaparcie się siebie i przez święte życie pokonywali w sobie panowanie grzechu (por. Rz 6, 12); co więcej, aby służąc Chrystusowi także w bliźnich, pokorą i cierpliwością przyprowadzali swoich braci do Króla, któremu służyć – znaczy panować. Albowiem Pan również za pośrednictwem wiernych świeckich pragnie rozszerzać swoje królestwo, mianowicie królestwo „prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju” (z prefacji Chrystusa Króla). Zgodnie ze słowami św. Pawła: „Wszystko jest wasze, wy zaś Chrystusa, a Chrystus – Boga” (1 Kor 3,23) (KK nr 36, s. 138-139). Pokora, cierpliwość, służba, panowanie nad grzechem, świętość życia wydają się być hasłami nie na dzisiejsze czasy. Tę dzisiejszą sytuację ciekawie scharakteryzował Jasiński w komentarzu do przypowieści i winnicy. „Człowiekowi dziś już nie wystarczy, że dostał we władanie ziemię, otrzymał dar wolnej woli i lotny umysł, przy pomocy którego może budować potężne komputery, podpatrywać gwiazdy i myśleć o lotach na inne planety. Chce być panem ziemi – jedynym i wyłącznym. Nie chce liczyć się z prawami natury rządzącymi zarówno wielką przestrzenią, kosmosem, ale też tymi, które są zapisane w ludzkim sercu. Zapragnął być prawodawcą, jedynym kreatorem i konstruktorem świata, gotowym do zmiecenia z powierzchni ziemi każdego, kto ośmieliłby się takie dążenia zakwestionować” (M. Jasiński: Ludzka zuchwałość w : N. Dz.  4-5.10.08). A przecież Jezus często powtarzał słowa, które kiedyś bardzo mnie dziwiły, ale dziś już je rozumiem i przestały mnie dziwić, że kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha. Gdy Apostołowie kłócili się o godności w Jego Królestwie powiedział: „Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mt 20, 26-28). I to nie były puste słowa, Apostołowie przekonali się na Ostatnie Wieczerzy, gdy…”wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany” (J 13, 4-5). Cóż to jeszcze można dodać? Po prostu uczyć się od swego Mistrza i Nauczyciela. Gdy czytam List do Diogenesa, pochodzący z II wieku, opisujący życie tamtych chrześcijan, zastanawiam się, czy my po tylu wiekach zrobiliśmy choć jeden krok na przód w realizacji swojego chrześcijańskiego powołania. „Chrześcijanie nie różnią się od innych ludzi…. Mieszkają w miastach helleńskich i barbarzyńskich, jak komu wypadło, stosując się do miejscowych zwyczajów w ubraniu, jedzeniu, sposobie życia, a przecież samym swoim postępowaniem uzewnętrzniają owe przedziwne i wręcz paradoksalne prawa, jakimi się rządzą. […] Każda ziemia obca jest im ojczyzną i każda ojczyzna ziemią obcą. Żenią się jak wszyscy i mają dzieci, lecz nie porzucają nowo narodzonych. Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba. Słuchają ustalonych praw, a własnym życiem zwyciężają prawa. Kochają wszystkich ludzi, a wszyscy ich prześladują. Są ubodzy, a wzbogacają wielu. Czynią dobrze, a karani są jak zbrodniarze” (List…opusdei.pl). Więc zadaję sobie pytanie, po czym dziś odróżnić chrześcijanina od innowiercy? I co z tego, że w każdym domu wisi religijny obraz? Nawet księdza czasem przyjmie po kolędzie, ale nikt go nie uświadczy na niedzielnej Mszy świętej? Cieszy mnie, gdy dzieci wracają ze szkoły i czasem chłopiec zdejmie czapkę obok figury, ale nie wszyscy. Większość dzieci nie nosi medalika, ale komórkę każde. W piątki  patrzę zdumiony, jak w barze katolicy zamawiają „schabowe”, choć są dania bezmięsne. Za to słyszę nagminnie: „wszyscy tak robią”. Ot, wystarczająca wiązka siana, aby zatkać swoje katolickie sumienie. Czy błogosławiona Aniela Salawa, całe życie służąca u bogatych, niejednokrotnie poniewierana i posądzana o niecne rzeczy, znajdzie naśladowców? Kto się podpisze pod słowami błogosławionego Jerzego Matulewicza: „…to daj, Panie, abym w Twoim Kościele był jak ścierka, którą wszystko wycierają, a po zużyciu wyrzucają gdzieś w najciemniejszy, ukryty kąt. Niech i mnie tak zużyją i wykorzystają, aby tylko w Twoim Kościele przynajmniej jeden kącik był lepiej oczyszczony…” (Bp Matulewicz  J., Z Dzienniczka). Dziękuję za uwagę, wszystkim życzę szczęśliwego tygodnia, zapraszam na kolejną katechezę.

Szczęść  Boże.

Ks. Władysław.  

Chrzcielny prerzent - biała szata.

                                 KATECHEZA 13/09

Temat: OTOCZMY TROSKĄ ŻYCIE.
           BIAŁA SZATA.

Witam serdecznie i mile pozdrawiam wszystkich zasłuchanych w Słowo Boże na dzisiejszej katechezie. Wyrazem troski rodziców, aby dziecko miało prawo do pełnego życia, jest sakrament chrztu. Możliwość udziału w życiu wiecznym w Królestwie Chrystusowym symbolizuje biała szata, którą kapłan bądź rodzice chrzestni nakładają na nowo ochrzczone dziecko. Dawniej mówiono „krzyżmo” albo „kapka”. Zwykle był to kawałek białego płótna. Dziś w dobie komercji, można sobie zamówić taką „szatę chrzcielną” z wyszytym imieniem i datą chrztu. Obrzędowi nałożenia białej szaty towarzyszą słowa modlitwy kapłana: „…, stałeś się nowym stworzeniem i przyoblekłeś się w Chrystusa, dlatego otrzymujesz białą szatę. Niech twoi bliscy słowem i przykładem pomagają ci zachować godność dziecka Bożego, nieskalaną aż po życie wieczne” (Obrzęd, p. ). W praktyce, znam tylko jedną sytuację, że nowo ochrzczeni szatę łaski chrztu ponieśli nieskalaną do wieczności, a było to w Hiroszimie po wybuchu bomby atomowej. Zakonnica, która przeżyła ten kataklizm opisała następującą sytuację. Gdy nastąpił wybuch, modlitewnik, który miała w ręku rozsypał się w proch a ona poczuła wielkie pragnienie. Tak, jak wielu innych ludzi pobiegła nad brzeg pobliskiej rzeki. Pewien profesor, który ją poznał, prosił, aby nie pozwalała pić ludziom tej wody, bo będą umierać w jeszcze większych męczarniach. Zanim się zabrała do tej pracy, jakaś matka trzymając na ręku niemowlę, poprosiła – ochrzcij moje dziecko. Nagle w koło rozległy się głosy: „ochrzcij mnie, ochrzcij mnie! Ilu ochrzciła, nie  
pamięta, bo sama padła nieprzytomna. „W starożytności nowo ochrzczonych ubierano w długie białe szaty, w których chodzili przez cały tydzień. Biała szata chrzcielna była faktycznym ubraniem człowieka ochrzczonego. Neofici przychodzili w tych szatach codziennie do kościoła, aby słuchać katechez, głoszonych zwykle przez biskupa. W katechezach tych biskup wyjaśniał im znaczenie przyjętych sakramentów inicjacji chrześcijańskiej czyli chrztu, bierzmowania i Eucharystii” (Ks. Kwiatkowski D., Symbolika białej szaty, wiara.pl). Pamiętajmy, że w tamtych czasach chrzest przyjmowali zwykle ludzie dorośli. Biskup chrztu udzielał w Wielką Sobotę. Chodzili na co dzień w tych szatach aż do pierwszej niedzieli po Wielkanocy. Do niedawna jeszcze, niedzielę tę nazywano Przewodnią albo Białą – to echo starochrześcijańskich obyczajów, bowiem po tej niedzieli mogli te szaty zamienić na inne. Zwróćmy uwagę na fakt, że szata – ubranie, obok pożywienia i dachu nad głową jest nieodzownym warunkiem ludzkiego życia. Pierwszy człowiek, popełniając grzech, odkrył swoją nagość, która stała się, nie tylko dla niego - przekleństwem. W Księdze Rodzaju czytamy: „Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go: <Gdzie jesteś>? On odpowiedział: <Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się>. […] Pan Bóg sporządził dla mężczyzny i dla jego żony odzienie ze skór i przyodział ich. Wygnawszy zaś człowieka, Bóg postawił przed ogrodem Eden cherubów i połyskujące ostrze miecza, aby strzegli drogi do drzewa życia” (Rdz 3, 9-10; 21; 24). Dlatego tak wymowna jest dziesiąta stacja Drogi Krzyżowej, która ukazuje nam Jezusa obnażonego z szat. Upadły człowiek potrzebował „nowej szaty”, aby wrócić do harmonii życia z Bogiem. To dzięki Chrystusowi upadła ludzkość pozbyła się swojej „nagości” i otrzymała szatę zbawienia. Św. Paweł zaś zachęca nas: „Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła!” (Rz 13, 12). Warto o tę białą szatę swojej duszy dbać na co dzień. Potwierdza to św. Jan w Apokalipsie: „A jeden ze Starców odezwał się do mnie tymi słowami: <Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli?> {…] To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty i we krwi Baranka je wybielili. Dlatego są przed tronem Boga i w jego świątyni cześć Mu oddają we dnie i w nocy. Nie będą już łaknąć ani nie będą już pragnąć, i nie porazi ich słońce ani żaden upał, bo paść ich będzie Baranek, który jest pośrodku tronu, i poprowadzi ich do źródeł wód życia; i każdą łzę otrze Bóg z ich oczu” (Ap 7, 13-17). Takiego właśnie Chrystusa widzieli Apostołowie na Górze Tabor w dniu przemienienia: „Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło” (Mt 17, 2). Z objawień w Medjogore jest taka relacja, że obecni, nie widząc Matki Bożej, chcą dotknąć miejsca, w którym Ona stoi. Dziewczynka patrzy, jak ludzie dotykają białej sukni Maryi i przerażona spostrzega, że niektóre dłonie zostawiają na białej sukni czarne plamy. Rozumie doskonale, że są to ręce ludzi grzesznych, którzy sami potrzebują opłukać swoją białą szatę chrzcielną we Krwi Baranka, czyli w spowiedzi świętej. Gdy ktoś długo nie był u spowiedzi, to pytam go, czy cały rok chodzi w jednej i tej samej koszuli. Zwykle słyszę odpowiedź. Co, ksiądz zgłupiał, kto by w jednej koszuli tyle chodził? Wtedy pytam: czy nie przeszkadzało ci to, że w szacie twojej duszy, chodziłeś cały rok i nie zmieniałeś jej przez sakrament pokuty. Zwykle czują się zażenowani. I jeszcze jedna sprawa wynikająca z modlitwy przy nakładaniu szaty: „niech twoi bliscy, słowem i przykładem pomagają ci zachować godność dziecka Bożego…” Na rekolekcjach, odważny chłopiec mówi wprost: kląć się nauczyłem od taty, „łaciny” podwórkowej od sąsiadów, palić od kolegów w szkole, podglądać dziewczyny z filmu w telewizji i wielu jeszcze innych rzeczy z Internetu. Czy ktoś z nas, dorosłych czuje się za to odpowiedzialny? Dziękuję za uwagę, zyczę udanego tygodnia, zapraszam na następną katechezę.

Szczęść Boże.

Ks. Władysław. 


"Ja jestem światłością świata..."

                                  KATECHEZA 14/09

Temat: OTOCZMY TROSKĄ ŻYCIE.
           ŚWIATŁO CHRYSTUSA.

Witam serdecznie i mile pozdrawiam wszystkich zasłuchanych w Słowo Boże na dzisiejszej katechezie. Dziś kolejny, jakże wymowny znak chrztu świętego, czyli wręczenie zapalonej świecy od Paschału. W zasadzie to ojciec powinien tę świecę zapalić. Niejednokrotnie, tata jest zajęty trzymaniem dziecka i świecę zapala usługujący a kapłan ją wręcza, bądź matce, rzadziej rodzicom chrzestnym. Powinna się świecić do Komunii świętej. Przy wręczaniu świecy, kapłan wypowiada następujące słowa: „Przyjmijcie światło Chrystusa”. Następnie dodaje: „Podtrzymywanie tego światła powierza się wam, rodzice i chrzestni, aby wasze dziecko, oświecone przez Chrystusa, postępowało zawsze jako dziecko światłości, a trwając w wierze, mogło wyjść na spotkanie przychodzącego Pana razem ze wszystkimi Świętymi w niebie” (Obrzędy, p. 100). Teoretycznie, powinna ona towarzyszyć ochrzczonemu w ważniejszych momentach jego życia aż po ostatnia godzinę. To względy praktyczne sprawiły, że dziś już rzadko dzieci przystępujące do Pierwszej Komunii, mają w ręku te świece, a powinny je mieć choćby na czas odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych. Wszyscy uczestnicy Wielkosobotniej Liturgii powinni ja mieć ze sobą w kościele. Zapalona świecę wręczał kapłan nowożeńcom po złożeniu przysięgi małżeńskiej. Zapalona ją, gdy kapłan udzielał choremu sakramentu namaszczenia. Rodzina wkładała ją również do ręki konającego. Dziś, gdy większość ludzi umiera w szpitalu, zwykle jest to nie możliwe. Byłem jednak świadkiem, że i w szpitalu, rodzina zadbała o ten znak, że osoba odchodząca z tego świata, z tym światłem Chrystusa przechodzi do wieczności, do pełni życia. Katechizm stwierdza krótko: „Świeca zapalona od paschału oznacza, że Chrystus oświecił neofitę i że ochrzczeni są w Chrystusie „światłem świata” (KKK, nr 1243, s. 303). Chcąc dobrze zrozumieć znaczenie światła, trzeba nam odwołać się do prawdy objawionej w Piśmie świętym. Już w Księdze Rodzaju mamy konkretną informację: „Wtedy Bóg rzekł: <Niechaj się stanie światłość!> I stała się światłość. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności.” (Rdz 1, 3-4). Jest ona nieodzowna do życia niemal wszystkim istotom żywym: roślinom, zwierzętom i człowiekowi. Także u progu Nowego Testamentu mamy czytelna wypowiedź Symeona: „Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, które przygotowałeś wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu twego Izraela” (Łk 2, 30-32). Potem Jezus powie: „Ja jestem światłością świat. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemnościach, lecz będzie miał światło życia” (J 8, 12). Chrystus – światłość, wyznacza takie samo zadanie swoim uczniom. Po wygłoszeniu Kazania na Górze Jezus mówił: „Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt, 5, 14-16). Światłość z nieba jest znakiem nawrócenia Szawła, prześladowcy uczniów Chrystusa, który od tej pory staje się Apostołem Narodów. „Gdy zbliżał się już w swojej podróży do Damaszku, olśniła go nagle światłość z nieba. A gdy upadł na ziemię, usłyszał głos, który mówił: <Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?. Kto jesteś, Panie? – powiedział. A On: Ja Jestem Jezus, którego ty prześladujesz. Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić. Ludzie, którzy mu towarzyszyli w 
drodze, oniemieli ze zdumienia, słyszeli bowiem głos, lecz nie widzieli nikogo” (Dz Ap 9, 3-7). Także w modlitwie Kościoła za zmarłych jest mowa o Bożej światłości. „Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci”. Nie dziwimy się, że ludzie po śmierci klinicznej mówią o światłości. Oto jedna z relacji: „Nagle otoczyło mnie jakieś niesamowite światło. Nie jestem w stanie opisać doświadczenia pokoju, miłości i szczęścia, jakie niosła ze sobą ta tajemnicza jasność. Zrozumiałam, że była ona znakiem tego, że Bóg Ojciec obejmuje swoją miłością nas wszystkich, gdyż On bezwarunkowo kocha każdego człowieka. W tej tajemniczej jasności ujrzałam całą nędzę swojego grzesznego życia, w nagiej prawdzie, bez żadnych retuszy. Wtedy ogarnął mnie wielki smutek i żal za popełnione grzechy. Bóg nikogo nie zmusza do przyjęcia Jego miłości, to my sami wybieramy: albo Bóg i życie według jego przykazań, albo też decydujemy się na odrzucenie Jego miłości i życie w grzechu, czyli na podporządkowanie się władzy szatana” (Gloria Polo, Bóg na nowo… w: Miłujcie się! Nr 5)2008, s. 6). A więc wynikają z tego znaku dwa problemy. Pierwszy: „…postępowało zawsze jak dziecko światłości”. Neofita sam musi dokonać wyboru, czy podda się pod prawo miłującego Ojca, aby żyć godnie i być światłem dla innych ludzi pociągając ich do Chrystusa, albo poddać się pod prawo nienawiści szatana i być niewolnikiem grzechu. Drugi: „Podtrzymywanie tego światła powierza się wam rodzice i chrzestni…” . To od ich postawy zależy, jaka orientację przyjmie ochrzczone przez nich dziecko. Ania w piątej klasie przestała chodzić na katechezę, przestała chodzić na Msze św. i przystępować do spowiedzi, bo jak mówiła, wszystko przez tatę, który niedziele spędzał pod sklepem pijąc :mamrota”, a ją wysyłał do kościoła. I co z tego, że do piątej klasy była wzorową katoliczką. Rychło wszystko się zawaliło. Nie wiem, czy kiedykolwiek powróciła do praktyk religijnych! Dziękuję za uwagę, życzę miłego tygodnia, zapraszam na nastepną katechezę

Szczęść Boże!

Ks. Władysław. 


Włączony do Kościoła

KATECHEZA 15/09.7 – 03 – 2009.

Temat: OTOCZMY TROSKĄ ŻYCIE.
  WŁĄCZONY DO KOŚCIOA.

Witam serdecznie i mile pozdrawiam wszystkich zasłuchanych w Słowo Boże na dzisiejszej katechezie. Z czasów kleryckich pozostały mi w pamięci słowa pieśni, którą śpiewaliśmy: „Matko ma! Kościele mój. Jam na wieki syn. Jam na wieki twój”. Uświadomiłem sobie, że jestem wpisany w życie Kościoła nie tylko teraz ale na zawsze, na wieki. Ten szacunek i miłość do Kościoła utwierdzał we mnie mój pierwszy proboszcz. „Początek układu współrzędnych, które Bóg wykreślił w naszym życiu, przechodzi od chrztu przez kapłaństwo (sakramentalne, bądź powszechne wiernych) do zbawienia. Bez tego faktu nie ma nic Bożego w naszym życiu – potem. – przez te drzwi już nie można z powrotem wyjść, drzwi są jednokierunkowe, przejście progu chrzcielnego jest nieodwracalną decyzją człowieka. Po przejściu tych drzwi jest się zawsze w życiu i wieczności po tej stronie, które Kościołem się nazywa. Tymczasem Kościół to wierni, oni są racją istnienia Kościoła. Ta sama furta do Kościoła prowadzi ich, jak i mnie, weszliśmy razem tymi samymi drzwiami” (Ks. Sedlak, Pójdź za mną, 199). Troszczyć się o życie, to troszczyć się o własne zbawienie lub troszczyć się o zbawienie innych. Zachęca nas do tego wysiłku św. Paweł: „ …zabiegajcie o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem… Czyńcie wszystko bez szemrań i powątpiewań, abyście się stali bez zarzutu i bez winy jako nienaganne dzieci Boże…. Trzymajcie się mocno Słowa Życia, abym mógł być dumny w dniu Chrystusa, że nie na próżno biegłem i nie na próżno się trudziłem” (Flp 2, 12 – 16). Zabiegać o zbawienie innych, to troska rodziców, aby ochrzcić dziecko w Kościele, do którego sami należą. Dlatego w 
Obrzędzie przyjęcia dziecka kapłan pyta rodziców i chrzestnych: „O co prosicie Kościół Boży dla swoich dzieci?” (Obrzędy, nr 38). A wcześniej mamy wyjaśnienie: „Ponadto chrzest jest sakramentem, przez który ludzie wchodzą do wspólnoty Kościoła i tworzą razem budowlę na mieszkanie Boga w Duchu Świętym, stając się królewskim kapłaństwem i świętym narodem. Chrzest jest także sakramentalnym węzłem jedności, łączącym wszystkich, którzy są nim naznaczeni” (Wprowadzenie, nr 4, s. 10-11). Oczywistą rzeczą jest, że trzon Kościoła stanowią ludzie świeccy. Ich misję i powołanie określają dokumenty Soboru. „Są to wierni, którzy wcieleni przez chrzest w Chrystusa, ustanowieni jako Lud Boży, […] sprawują właściwe całemu ludowi chrześcijańskiemu posłannictwo w Kościele i w świecie. Natomiast zadaniem ludzi świeckich, z tytułu właściwego im powołania, jest szukanie królestwa Bożego przez zajmowanie się sprawami świeckimi i kierowanie nimi po myśli Bożej. Żyją oni w świecie i w zwyczajnych warunkach życia rodzinnego i społecznego, z których utkana jest ich egzystencja. Tam powołuje ich Bóg, aby pełniąc właściwą sobie misję, kierowani duchem ewangelicznym, jak zaczyn, od wewnątrz niejako przyczyniali się do uświęcenia świata, i tak przede wszystkim świadectwem życia, promieniując wiarą, nadzieją i miłością, ukazywali innym Chrystusa. Jeden jest zatem wybrany Lud Boży: <Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest> (Ef 4,5); wspólna jest godność członków wynikająca z ich odrodzenia w Chrystusie, wspólna łaska synów, wspólne powołanie do doskonałości, jedno zbawienie, jedna nadzieja i niepodzielna miłość” (KK rozd. IV, p. 31,32, s. 135). Nie dziwię się, że Papież Benedykt XVI ostatnio tak często przypomina o roli Kościoła w osiągnięciu zbawienia, czyli pełni życia. Przypominał, że przecież „nikt sam siebie nie ochrzci”, nikt sam bez wsparcia Kościoła nie może dojść do zbawienia. Do miłości i szacunku do Kościoła 
wychowywał nas Prymas Tysiąclecia – Kardynał Stefan Wyszyński. Po Bogu, dobro Kościoła i Ojczyzny były dla niego najważniejsze. W Jasnogórskich Ślubach Narodu nie mogło więc zabraknąć przyrzeczenia dochowania wierności Kościołowi. Niemal w każdym jego przemówieniu możemy znaleźć problematykę Kościoła, jako bardzo istotną i ważną. Oto przykład: „Potrzebna nam jest, Najmilsze Dzieci, wasza pomoc i wasz duch apostolski. Nie możecie do tego dopuścić, aby chrześcijańska Polska straciła obyczaj chrześcijanski i ducha chrześcijańskiego, aby stała się jakąś pustynią, gdzie Bóg nie może już dojść do głosu, gdzie wszyscy mogą mówić, tylko nie Bóg”( Wyszyński, Głosy z Jasnej Góry, 1.06.1958, s.93). Dlatego nigdy nie mogłem pojąć skąd się bierze to rozdwojenie jaźni w Kościele, zwłaszcza na odcinku świeccy – duchowni. Tyle razy słyszałem, jak świeccy katolicy wyrażali swoja opinię: „i w Kościele nie ma sprawiedliwości i w Kościele nie ma miłosierdzia”, jakby oni do tego Kościoła nie należeli. „Nie będę chodził do kościoła przez Glempa” – dla świeckiego katolika nie ma Ks. Prymasa, jest tylko Glemp. Kandydatka na studia na K.U.L. mówi wprost: „prawda, że nie chodzę do kościoła, ale żyje lepiej niż te, co chodzą”. Kolumbijska lekarka Gloria Polo w swoim świadectwie pisze na ten temat w następujący sposób. „Odkąd pamiętam, w naszym domu mówiło się źle o księżach. Począwszy od mojego ojca, wszyscy mawiali, że typy te uganiają się za kobietami i pieniędzmi. Wszystkie te oszczerstwa my, dzieci, powtarzaliśmy od małego. A ja odczuwałam jedynie pogardę wobec nich wszystkich i ordynarnie się o nich wyrażałam. Zakonnice nazywałam „pingwinami”, „niezaspokojonymi starymi wiedźmami” itp. Krytykowałam księży, obmawiałam ich, plotkowałam na ich temat, gdy bezpodstawnie mówiłam o księdzu, że jest homoseksualistą, i nowina ta rozchodziła się lotem błyskawicy na całą wspólnotę” (G. Polo, Bóg na nowo… w Miłujcie się nr 5)08, s. 7). Dziękuję, zapraszam. Ks. Władysław.


Wielkie sprzątanie po-chrzcielne.

KATECHEZA  16/09.

 

Temat:  OTOCZMY  TROSKĄ  ŻYCIE.

             DUCHOWOŚĆ  CHRZCIELNA.

 

Witam serdecznie i mile pozdrawiam wszystkich zasłuchanych w Słowo Boże na dzisiejszej katechezie. Otaczając troską życie, musimy ciągle na nowo przypominać sobie to, czego uczył nas Sługa Boży Jan Paweł II. „Człowiek jest powołany do pełni życia, która przekracza znacznie wymiary jego ziemskiego bytowania, ponieważ polega na uczestnictwie w życiu samego Boga. Wzniosłość tego nadprzyrodzonego powołania ukazuje wielkość i ogromną wartość ludzkiego życia także w jego fazie doczesnej. Życie w czasie jest bowiem podstawowym warunkiem, początkowym etapem i integralną częścią całego i niepodzielnego procesu ludzkiej egzystencji Nie jest on jednak rzeczywistością <ostateczną>, ale <przedostateczną>; jest więc rzeczywistością świętą, która zostaje nam powierzona, abyśmy jej strzegli z poczuciem odpowiedzialności i doskonalili ją przez miłość i dar z siebie ofiarowany Bogu i braciom. Proces ten – nieoczekiwanie i bez żadnej zasługi człowieka – zostaje opromieniony obietnicą i odnowiony przez dar życia Bożego, które urzeczywistnia się w pełni w wieczności” (Ev. Vite, p.2, s.4). To odnowienie ludzkiej egzystencji przez dar życia Bożego dokonuje się na chrzcie świętym, który otrzymujemy bez żadnej naszej osobistej zasługi. Tym samym nasza egzystencja zostaje opromieniona obietnicą dopełnienia w wieczności. Odwołując się do nauki Katechizmu i Soboru można mówić o konkretnych skutkach Chrztu, a mianowicie: 1. Uwolnienie od grzechu pierworodnego. 2. Synostwo Boże. 3. Wszczepienie w Jezusa Chrystusa. 4. Wszczepienie w Kościół. 5. Udział w posłannictwie Chrystusa i Kościoła. Dziś jest rzeczą oczywistą, że godzimy się z faktem iż dziecko dziedziczy po rodzicach lub nawet dalszych przodkach zarówno cechy dodatnie pozytywne np. zdolności muzyczne itp. Zdarza się, że dziedziczy skłonności lub faktyczne schorzenia, które medycyna stara się leczyć bądź neutralizować, bo nie jest w stanie ich wyleczyć. Na płaszczyźnie religijnej dziedziczymy grzech pierworodny, który na chrzcie świętym zostaje usunięty, ale pozostają skłonności do czynienia zła, grzechu. Nawet starożytni nie znając Ewangelii mówili: „widzę rzeczy dobre a postępuję za gorszymi”. Warto o tym pamiętać, bo jak nas ostrzega Ks. Biskup Wacław Depo: „…cza współczesny przynosi nam negację nie tylko pochodzenia osoby ludzkiej od Boga, ale również i negację w nas tajemnicy grzechu pierworodnego” (Ks. Bp W. Depo: Wolność od prawdy…w: Nasz Dziennik z 4.03.09). Od chwili przyjęcia chrztu można mówić o duchowości chrzcielnej. „Ponieważ chrzest na ogół przyjmowany jest w nieświadomości niemowlęctwa, dlatego domaga się ciągłego uświadamiania i pogłębiania. Uprzywilejowaną do tego okazją jest celebracja Wigilii Paschalnej, podczas której dokonuje się odnowienie przymierza chrztu. Każde niedzielne pokropienie wodą święconą na rozpoczęcie Mszy św. przypomina pamiątkę chrztu. Te sama treść wyraża każdorazowe pobożne przeżegnanie się woda święconą, zwłaszcza podczas wchodzenia do świątyni” (Ks. Chmielewski M., Pięć skutków..www.wiara.pl). Dobrze tę prawdę rozumiała moja matka, która umieściła na futrynie wejściowych drzwi do domu małą kropielnicę i zawsze się żegnała święconą wodą wychodząc nawet na krótko z domu. Problem synostwa Bożego wyjaśnia nam św. Paweł w swoich Listach. „Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze! A zatem nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej” (Gal 4, 6-7). „Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami

Bożymi. Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa” (Rz 8, 14; 16-17). „Przechowywane  wśród domowych pamiątek: świeca chrzcielna, biała szata czy inne przedmioty mają dla ochrzczonego nie tylko wielką wartość emocjonalną, ale także przypominają o godności dziecięctwa Bożego, otrzymanego na chrzcie, a zarazem o odpowiedzialności wobec Boga i Kościoła za łaskę chrztu” (Ks. Chmielewski, tamże). Również i o tym naszym dziecięctwie Bożym warto pamiętać, bo przecież dziecko największym zaufaniem darzy swego Ojca. A z tym zaufaniem ludzi ochrzczonych do Boga bywa różnie. Częściej możemy usłyszeć słowa żalu, pretensji niż ufności. Ktoś mi mówi: „za co mam Bogu dziękować? Nie tak sobie wyobrażałem życie”. O wszczepieniu w Chrystusa, mówił tak plastycznie sam Jezus: „Ja jestem krzewem winnym, wy latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15, 5). Ktoś zrobił ciekawy eksperyment. W gałęzie jabłoni wszczepił różne odmiany jabłek. Patrzyłem zdumiony, jak na tej jabłonce pojawiły się różne gatunki jabłek. Podobnie jest z nami, gdy jesteśmy wszczepieni w Chrystusa. Pień jest ciągle ten sam, ale my mamy „różne kolory i różny smak”. Ponieważ Chrystus żyje i działa w Kościele, neofita musi być również mocno wszczepiony w Kościół, inaczej być nie może. Misja Chrystusa była uniwersalna a więc dotyczyła wszystkich ludzi i wszystkich pokoleń żyjących na ziemi . Taka sama jest misja Kościoła. Stąd Jan Paweł II napisał: „Dlatego też każde zagrożenie godności i życia człowieka głęboko wstrząsa samym sercem Kościoła, dotyka samej istoty jego wiary w odkupieńcze wcielenie Syna Bożego i przynagla Kościół, by pełnił swą misję głoszenia Ewangelii życia całemu światu i wszelkiemu stworzeniu” (Evangelium. Vitae, p 3, s. 6). Czas Wielkoiego Postu a zwłaszcza rekolekcje parafialne, to sposobna pora do wzrastania w duchowości chrzcielnej. Dziękuję za uwagę, życzę szczęśliwego tygodnia i zapraszam na nastepną katechezę.

Szczęść  Boże.

Ks. Władysław.

Pierwsze Bierzmowanie.

KATECHEZA  17/09.

 

Temat:  OTOCZMY  TROSKĄ  ŻYCIE.

              SAKRAMENT  BIERZMOWANIA.

 

Witam serdecznie i mile pozdrawiam wszystkich zasłuchanych w Słowo Boże na dzisiejszej katechezie. Troszcząc się o życie, na drodze do pełni życia nie można się zatrzymać na pierwszym kroku, jakim jest chrzest. Papież Benedykt XVI w swojej Encyklice o nadziei nawiązuje do celebracji chrztu, przytacza pytanie skierowane do przyjmując ten sakrament: „Co daje ci wiara? – odpowiedź: „życie wieczne”. „Tu jednak pojawia się pytanie: czy naprawdę tego chcemy – żyć wiecznie? Być może wiele osób odrzuca dziś wiarę, gdyż życie wieczne nie wydaje się im rzeczą pożądaną. Nie chcą życia wiecznego, lecz obecnego, a wiara w życie wieczne wydaje się im w tym przeszkodą. Kontynuować życie na wieczność – bez końca, jawi się bardziej jako wyrok niż dar. /…/ Ale żyć zawsze, bez końca – to w sumie może być tylko nudne i ostatecznie nie do zniesienia” (Spe Salvi, p. 10). Istotnie, dziś w pracy duszpasterskiej spotykamy się z takimi sytuacjami, że cała troska o życie, o to życie wieczne, kończy się na pierwszej Komunii i to bardziej dla spodziewanych prezentów niż dla wiary i nadziei na niebo. Kolejnego, jakże ważnego sakramentu, jakim jest bierzmowanie – już nie chcą, a my duszpasterze stajemy bezradni wobec takiego faktu, bo poza słowami zachęty, żadnych innych argumentów nie mamy. Oto konkretny przykład: „Byliśmy z dziewczyna ponad 3 lata było cudownie wiedziałem że kocham Ja i byłem kochany. Pewnego dnia doszło miedzy nami do sprzeczki, chodziło mi oto że E. nie ma Bierzmowania, i nie chciała przyjąć tego sakramentu, wiec powiedziałem, że się rozstaniemy nie wiem czy dobrze zrobiłem. Proszę odpowiedzieć. Czy dokonałem właściwego wyboru”. (Podpisano: Marek, 2005-09-25 w: opoka.pl).Oto dylematy młodych ludzi. „…wychodząc ze słów św. Pawła o Kościele, jako Ciele Mistycznym Jezusa Chrystusa, na organizmie Kościoła powstał ostatnimi czasy nowotwór nieznany zupełnie za czasów apostołów, czy nawet późniejszych – katolik wierzący, a nie praktykujący. Każde stowarzyszenie ma swój regulamin i Kościół też. Normalnie każde stowarzyszenie za niezachowanie regulaminu wylewa swoich byłych członków na buzię, czyli stają się śp. członkami. Kościół nie wylewa, tylko katolik nie zachowując automatycznie przykazań kościelnych, a tym bardziej Boskich, przestaje być członkiem Kościoła” (Ks Sedlak W., Boży kram, s. 170). Dlatego Sługa Boży Jan Paweł II mówił, że Polska jest też krajem misyjnym, że jest pilna potrzeba podjęcia nowej ewangelizacji, a właściwie reewangelizacji tych, którzy są ochrzczeni a przestali z własnej woli należeć do Kościoła. Tych, którzy mogli a nie chcieli przyjąć sakramentu bierzmowania, Kościół traktuje jako swoich niepełnoprawnych członków. Jedynym utrudnieniem, „karą” jest to, że nie mogą pełnić pewnych funkcji w Kościele. A więc nie mogą być rodzicami chrzestnymi, świadkami na bierzmowaniu. Bierzmowanie wymagane jest także do zawarcia ślubu kościelnego. Zdarza się, że przed ślubem uda się ich zmobilizować do przyjęcia tego sakramentu.   

Co powinniśmy wiedzieć na temat sakramentu bierzmowania, aby go nie lekceważyć w naszym życiu religijnym. Wartość tego sakramentu przybliża nam soborowa Konstytucja o Kościele. „Wierni, przez chrzest wcieleni do Kościoła, dzięki otrzymanemu znamieniu są przeznaczeni do uczestnictwa w kulcie religii chrześcijańskiej, i odrodzeni jako dzieci Boże są zobowiązani do wyznawania przed ludźmi wiary, którą orzymali od Boga za pośrednictwem Kościoła. Przez sakrament bierzmowania jeszcze doskonalej wiążą się z Kościołem i obdarzeni są szczególną mocą Ducha Świętego, i w ten sposób jeszcze bardziej są zobowiązani, jako prawdziwi świadkowie Chrystusa, do szerzenia wiary słowem i uczynkiem oraz do jej obrony” (Lumen gentium, nr 11). W katechizmie zaś mamy następujące wyjaśnienie. „Sakrament bierzmowania wraz z chrztem i Eucharystią należy do <sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego>, którego jedność powinna być zachowana. Należy zatem wyjaśniać wiernym, że przyjęcie tego sakramentu jest konieczne jako dopełnienie łaski chrztu” (KKK nr 1285, s. 311).  „Wtajemniczenie chrześcijańskie dokonuje się przez sakramenty, które kładą fundamenty życia chrześcijańskiego; wierni odrodzeni przez chrzest, zostają umocnieni przez sakrament bierzmowania, a w Eucharystii otrzymują pokarm życia wiecznego” (Kompendium KKK nr 251, s. 93). Jakież więc dobra duchowe otrzymujemy przyjmując sakrament bierzmowania, abyśmy mieli życie w obfitości. „Bierzmowanie przynosi zatem wzrost i pogłębienie łaski chrzcielnej; - zakorzenia nas głębiej w Bożym synostwie, tak że możemy mówić <Abba, Ojcze!> (Rz 8, 15); - ściślej jednoczy nas z Chrystusem; - pomnaża w nas Dary Ducha Świętego; - udoskonala naszą więź z Kościołem; - udziela nam, jako prawdziwym świadkom Chrystusa, specjalnej mocy Ducha Świętego do szerzenia i obrony wiary słowem i czynem, do mężnego wyznawania imienia Chrystusa oraz do tego, by nigdy nie wstydzić się Krzyża” (KKK nr 1302, s. 315). Czas Wielkiego Postu a zwłaszcza Nabożeństwo Drogi Krzyżowej to doskonała okazja, abyśmy przyznawali się do tego Krzyża, na którym zawisło nasze zbawienie. Dziękuję za uwagę, życzę dobrego tygodnia, zaoraszam na następną katechezę.

Szczęść Boże.

Ks. Władysław. 

             

UMOCNIENI DUCHEM.

KATECHEZA 18/09

 

Temat:  OTOCZMY  TROSKĄ  ŻYCIE.

              UMONIENI  DUCHEM  ŚWIĘTYM.

 

Witam serdecznie i mile pozdrawiam wszystkich zasłuchanych w Słowo Boże na dzisiejszej katechezie. W trosce o pełne życie, neofita powinien prowadzić życie sakramentalne, czyli korzystać z następnych sakramentów, jakie Kościołowi pozostawił Chrystus. W praktyce przywykliśmy do porządku życia sakramentalnego jaki ukształtował się w Kościele Zachodnim. Chrzcimy niemowlęta, a kiedy dziecko ma już rozeznanie, co jest dobrem a co grzechem przystępuje do Sakramentu Pokuty i do I Komunii Świętej. Do sakramentu bierzmowania dopuszcza się młodzież, która sama podejmuje już decyzję. Ks. Teofil Skalski, jako proboszcz parafii św. Aleksandra w Kijowie w okresie rewolucji bolszewickiej opisał takie zdarzenie. Młoda dziewczyna, mimo szalejącego terroru wobec ludzi wierzących, koniecznie chciała przyjąć bierzmowanie. Ponieważ proboszcz ostrzegał ja  przed konsekwencjami, w przypadku, gdyby sprawa wyszła na jaw, ona pozostała uparta i przyszła do bierzmowania w przebraniu chłopca. Dziś o takich postawach religijnych młodzieży możemy sobie tylko pomarzyć. „Obowiązkiem chrześcijańskich rodziców jest troska o przygotowanie dzieci do życia sakramentalnego przez formowanie w nich ducha wiary i stopniowe jego umacnianie oraz przez bezpośrednie przygotowanie do owocnego przyjęcia sakramentu bierzmowania i Eucharystii…. Ta rola rodziców zaznacza się także przy ich czynnym udziale w obrzędach sakramentu” (Wprowadzenie, p 3). Godność tego sakramentu ma następujące uzasadnienie. „Ochrzczeni przechodzą dalszy etap chrześcijańskiego wtajemniczenia przez sakrament bierzmowania. W nim otrzymują Ducha Świętego… Przez dar Ducha Świętego wierni zostają bardziej upodobnieni do Chrystusa i umocnieni, aby składali mu świadectwo i budowali Jego Ciało w wierze i miłości. Ich dusze otrzymują niezniszczalny charakter, czyli znamię Pańskie, tak że nie można powtarzać sakramentu bierzmowania” (Tamże, p. 1 i 2). Dobitnie mówił o tym Papież Benedykt XVI do młodzieży w Angoli. „Drodzy przyjaciele, wy jesteście ziarnem rzuconym przez Boga w ziemię. Nosi ono w sobie moc z wysoka, moc Ducha Świętego. Jednakże jedna jest tylko droga, aby przejść od obietnicy życia do owoców. Dlatego nie lękajcie się podejmować decyzji definitywnych. Kiedy młody człowiek nie podejmuje decyzji, na zawsze może pozostać dzieckiem. Angolska młodzieży, wyzwól w swoim wnętrzu Ducha Świętego, moc z wysoka! Ufając tej mocy, tak jak Jezus, zaryzykuj skok w definitywną decyzję, a przez to daj życiu szansę! Dzięki temu będą powstawać wśród was wyspy, oazy, a potem wielkie przestrzenie kultury chrześcijańskiej (wiara.pl z 23.03.2009). Neofita przyjmujący bierzmowanie jest tym, który nosi w sobie moc z wysoka, moc Ducha Świętego. O mocy Ducha Świętego przekonujemy się czytając Pismo Święte a zwłaszcza Ewangelię i Dzieje Apostolskie. Święto Zwiastowania Pańskiego przypomina nam tajemnicę poczęcia Chrystusa. „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym” (Łk 1, 35). Potwierdzi to osobiście sam Ojciec w dniu chrztu Jezusa w Jordanie. „W chwili gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na siebie. A z nieba odezwał się głos: <Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie>” (Mk 1, 10-11). O działaniu Ducha Świętego dowiedział się również święty Józef z ust anioła. „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów” (Mt 1, 20-21). Również Apostołowie otrzymują od Chrystusa zapewnienie, że otrzymają Ducha Świętego. „Gdy jednak przyjdzie Pocieszyciel, którego Ja wam poślę od Ojca, Duch Prawdy, który od Ojca pochodzi, On będzie świadczył o Mnie. Ale wy też świadczycie, bo jesteście ze Mną od początku. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe” (J 15, 26-27; 16, 13-14). „Tak autor Dziejów Apostolskich, św. Łukasz, opisuje pierwsze bierzmowanie w historii Kościoła. Apostołowie przeżyli coś wyjątkowego. Zostali porwani i umocnieni przez Ducha. Przestali się bać. Zaczęli odważnie głosić Ewangelię o Zbawicielu <pobożnym Żydom ze wszystkich narodów pod słońcem>, którzy przebywali w Jerozolimie” (wiara.pl). Cóż więc tak doniosłego dokonuje w nas Duch Święty. Na pierwszym miejscu wypada wymienić łaskę przebaczenia grzechów. „Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: <Wyżmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane>” (J 20, 22-23). Następnie za świętym Pawłem możemy wymienić charyzmaty, które są darem Ducha. „Jednemu dany jest przez Ducha dar mądrości słowa, drugiemu umiejętność poznawania według tego samego Ducha, innemu jeszcze dar wiary w tymże Duchu, innemu łaska uzdrawiania w jednym Duchu, innemu dar czynienia cudów, innemu proroctwo, innemu rozpoznawanie duchów, innemu dar języków i wreszcie innemu łaska tłumaczenia języków. Wszystko zaś sprawia jeden i ten sam Duch, udzielając każdemu tak, jak chce” (1 Kor 12, 8-11). Katechizm zaś wymienia siedem darów Ducha Świętego, które otrzymuje każdy bierzmowany. Dla bierzmowanych zwykle bywa to zwykły dzień, bez gwałtownego wichru, ognistych języków i przemawiania obcymi językami. Bo cuda widzi się oczyma duszy a nie ciała. Dziękuję za uwagę, życzę szczęśliwego tygodnia zapraszam na nastepna katechezę.

Szczęść Boże.

 Ks. Władysław.

Duch Świety wspiera naszą wiarę.

KATECHEZA  19/09.

 

Temat:  OTOCZMY  TROSKĄ  ŻYCIE.

             BIERZMOWANIE  NA  DRODZE  WIARY.

 

Witam serdecznie i mile pozdrawiam wszystkich zasłuchanych w Słowo Boże na dzisiejszej katechezie. Papież Jan Paweł II, głosząc ewangelię życia, uczył nas, na czym polega ta troska o życie. „Jezus, przedstawiając istotę swojej odkupieńczej misji, mówił: <Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości> (J 10, 10). Ma tu w rzeczywistości na myśli owo życie <nowe> i <wieczne>, polegające na komunii z Ojcem, do którego każdy człowiek zostaje bez żadnych zasług powołany w Synu za sprawą Ducha Uświęciciela. Ale właśnie w świetle takiego <życia> nabierają pełnego znaczenia wszystkie aspekty i momenty życia człowieka” (Evangelim vitaea  p.1). W świetle tych słów pełniejszego znaczenia, dla osoby ochrzczonej, nabiera również fakt świadomego przyjęcia sakramentu bierzmowania. Dla przykładu, zobaczmy jaką motywację mają młodzi katolicy, aby przyjąć ten sakrament. Radek Molenda pisze: „Żeby porozmawiać z kandydatami do bierzmowania, odwiedzam kościoły św. Michała w Warszawie i św. Trójcy w Ząbkach, gdzie do sakramentu, jak zresztą w wielu parafiach o tej porze roku, przygotowują się młodzi ludzie. Zatrzymuję na progu kościoła grupę licealistów. Do sakramentu przystąpią za kilkanaście dni. – Dlaczego tu jesteście? P.: Bo nie chcę mieć w przyszłości problemów ze ślubem lub byciem ojcem chrzestnym. A.: Żeby być umocnionym Duchem Świętym, dostać Jego dary i je w sobie rozwijać. K.: Bo jak nie będę chodziła, to mi ojciec zrobi „szlaban” na Internet” ( Molenda R. Sakrament marnowanych szans, na liturgia.wiara.pl). Trzy różne odpowiedzi i trzy różne motywacje, ale zaledwie jedna dotykająca istoty sakramentu. Katechizm bowiem stwierdza jednoznacznie: „Skoro chrzest, bierzmowanie i Eucharystia stanowią jedność, <wierni są obowiązani przyjąć ten sakrament w odpowiednim czasie>, chociaż sakrament chrztu jest ważny i skuteczny bez bierzmowania i Eucharystii, to jednak wtajemniczenie chrześcijańskie pozostaje nie dopełnione” (KKK nr 1306, s. 316). Obawiam się, że dla wielu katolików, wiara jest czymś „statycznym”, co kiedyś otrzymali i mają ją jakby „na zawsze”, niezależnie od tego jak żyją. Wygląda na to, że umyka naszej uwadze fakt, że samo życie jest nieustannym procesem, który się w nas dokonuje i takiemu samemu prawu podlega wiara. Nie da się postawić znaku równości pomiędzy wiara dziecka, młodzieńca, osoby w podeszłych latach czy chorego. Dziecięca wiara i pobożność w żaden sposób nie przystaje do wieku młodzieńczego lub w dorosłym życiu. We wspomnianej już rozmowie pana Molendy, jeden z chłopców mówi, że jak miał 16-17 lat to myślał głównie o zabawie. Zawsze byli koledzy, dziewczyny, towarzystwo. Inny zaś stwierdza, że mając 16-19 lat, to nie chodzi się do kościoła, bo się odsypia imprezy. Spotkany w sklepie młody mężczyzna „spowiada się publicznie”, że ostatnio był w kościele w styczniu i to dwa razy, bo były wesela. Poszedł pooglądać jak inni się żenią. W niedzielę nie ma czasu chodzić na Msze św., bo praca, takie czasy a zresztą pomodlić się może nawet na podwórzu. Ktoś powiedział, że miłość jest jak ognisko, jak się go nie podsyca, to zgaśnie. Podobnie jest z wiarą, jak się jej nie podsyca, to zgaśnie i zostaje nam już „były katolik”, choć we własnym mniemaniu jest wierzącym. Tacy właśnie wierzący – jak podała telewizja – w minionym roku zostawili dwa miliardy złoty u „wróżki”. Z taką wiarą przystąpić do bierzmowania, to zwykła formalność, odfajkowany kolejny sakrament, aby nie mieć kłopotów, np. ze ślubem. W takiej sytuacji przyjęcie sakramentu bierzmowania, niczego nie wniesie do życia wiary i religijności przyjmującego. Sakramenty nie działają mechanicznie:; nagle niedowiarek staje się wierzącym, łajdak – świętym, itp.  „W zasadzie, człowiek dopóki żyje, ustawicznie dojrzewa w wierze, staje się coraz doskonalszy jako chrześcijanin. W życiu religijnym musi następować ciągły rozwój tak, aby w chwili śmierci człowiek osiągnął liczący się przed Bogiem stopień doskonałości. Nie jest to jednak łatwe, ponieważ napotykamy wiele przeszkód. Są nimi nasze wady, złe skłonności, źli ludzie, a także pokusy szatana. Potrzeba wielkiej mocy, aby się im przeciwstawić, nie ulec, zwyciężyć. Nikt sam, własnymi siłami nie potrafi tego dokonać. W tej walce o zbawienie duszy konieczna jest nadprzyrodzona pomoc. Udziela jej Bóg, wspierając nasz ludzki wysiłek swoimi łaskami” (Ks. Gorzandt A., Przyjdź… s.9). A przecież, jak uczy Sobór „Udziałem tego ludu stała się godność i wolność Bożych, w których sercach Duch Święty mieszka jak w świątyni” (Lumen gentium p. 9). Samo życie pokazuje, że w rzeczywistości jest tak, jak to opisała Siostra Faustyna. „W pewnym dniu ujrzałam dwie drogi: jedna droga szeroka, wysypana piaskiem i kwiatami, pełna radości i muzyki, i różnych przyjemności. Ludzie idą tą drogą, tańcząc i bawiąc się – dochodzili do końca, nie spostrzegając, że już koniec. A na końcu tej drogi była straszna przepaść, czyli otchłań piekielna. Dusze te na oślep wpadały w te przepaść; jak szły, tak i wpadały. A była ich tak wielka liczba, że nie można było ich zliczyć. I widziałam drugą drogę, a raczej ścieżkę, bo była wąska i zasłana cierniami i kamieniami, a ludzie, którzy nią szli ze łzami w oczach i różne boleści były ich udziałem. Jedni padali na te kamienie, ale zaraz powstawali i szli dalej. A w końcu drogi był wspaniały ogród, przepełniony wszelkim rodzajem szczęścia, i wchodziły tam te wszystkie dusze. Zaraz w pierwszym momencie zapominały o swoich cierpieniach” (Dzienniczek, p. 153, s. 81-82).  Od świadomego przyjęcia bierzmowania zależy, jaką drogą człowiek pójdzie i dokąd dojdzie. Nadchodzący Wielki Tydzień pokaże nam, jaką cenę zapłacił Jezus za nasze życie – nowe życie. Dziękuję za uwagę, życzę szczęśliwego tygodnia, zapraszam na następną katechezę.

Szczęść Boże.

Ks. Władysław.

Zegar
Dzisiaj jest

środa,
27 listopada 2024

(332. dzień roku)

Święta

Środa, XXXIV Tydzień zwykły
Rok B, II
Dzień Powszedni

Sonda



Licznik
Liczba wyświetleń strony:
19792
Statystyki

stat4u